photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 26 LIPCA 2018

ż, piszę do Ciebie list.

witaj.

4 lata i 3 dni.

wtedy założyłam bloga z nadzieją, że wylanie tu myśli w czymś pomoże. taki rodzaj pamiętnika, którego nikt nie zobaczy, bo przecież ukrywam się pod głęboką dziurą.

 

dziś wróciłam myślami do tamtych chwil. popłakałam się.

 

miałeś rację - ściemniałam. nie pojechałam na uczelnię, tylko do mieszkania. po to, żeby pobyć z samą sobą.

myślałam, że poradziłam sobie już z lękami, trudnościami, strachem, który był we mnie jakiś czas temu. nie poradziłam sobie.

 

czy tak już będzie zawsze? czy to będzie wracać?

mam nadzieję, że nie.

 

a może jednak warto skorzystać z pomocy psychologa?

 

dziś znów nawiedziły mnie myśli, że nie potrafię sobie życia poukładać. że może lepiej by było, gdyby mnie nie było.

 

po co pojawiłeś się w moim życiu..? żeby TO wróciło???

każda rozmowa z Tobą skłania mnie do refleksji nad sobą.

 

Wigilia 2017.

postanowiłam - najbliższy rok będzie rokiem zmian.

gdy za 365 dni usiądziemy znów przy wieczerzy, już nie będę tą samą osobą.

 

doktoratu skończonego jak nie było tak nie ma.

artykułów napisanych jak nie było tak nie ma.

konferencji czynnych jak nie było tak nie ma.

a jednak jest inaczej. zupełnie inaczej.

 

drugie studia. psychologia.

teraz już wiem, że nie dlatego, bo zawsze mnie to interesowało. chociaż może też.

ale uświadomiłam sobie, że przede wszystkim dlatego, aby zrozumieć siebie. aby zobaczyć co jest nie tak, w którym miejscu coś jest nadszarpnięte i jak to rozwiązać.

nie wiem czy skutek nie jest wręcz odwrotny do zamierzonego.

jeszcze bardziej się pogubiłam, już w ogóle nie wiem kim jestem.

liczyłam, że psycholog mi coś da.

a teraz wiem, że psychologia jest urojeniem. ładnym opowiadaniem o rzeczach oczywistych.

może takich, o których nie pamiętamy na co dzień. dlatego warto czasem poczytać książki czy posłuchać wykładów, tak dla przypomnienia oczywistości.

ale każda teoria na swoje prawdy i każda jest prawdziwsza od tej poprzedniej prawdziwej.

 

luty. wypadek.

tak, wiem, z głupoty. ale stało się! każdemu mogło się zdarzyć.

po tym poznałam prawdziwych znaomych, przyjaciół, na których mogę liczyć.

Ci, dla których widocznie nic nie znaczyłam odwrócili się. nie utrzymują kontaktu, nie pytają nawet jak się czuję. nie zadzwonili czy żyję i czy jest ok.

fizycznie została tylko blizna. nawet nie bardzo widoczna.

psychicznie? kolejna zmiana.

świadomość,że życie ludzkie jest tak bardzo kruche. kilka krokóww dalej i pewnie dzić by mnie tu nie było. ból najbliższych, radość, że żyję.

tak łatwo odwrócili się wtedy ludzie, którym poświęcało się tyle swojego czasu, godziny spotkań, rozmów, śmiechu, jakieś nadzieje. wszystko nagle stało się dla nich nieważne. ani jeden telefon, wiadomość. czar prysł. nie warto tak łatwo i szybko otwierać się przed ludźmi.

 

bo jest w moim życiu kilka osób, które kocham.

bezgranicznie. za to, że są. i wiem, że też mnie kochają. na zawsze, bezwarunkowo. i zawsze na mnie czekają.

i jeszcze garstka tych, z którymi lubię być. i wiem, że nie odejdą.

reszta? nie wchodzę w bliższe relacje. uśmiech, luźna rozmowa, ok. ale nie otwieram się już tak jak kiedyś.

 

i wtedy właśnie pojawiłeś się Ty.

gdy Cię zobaczyłam, nogi się pode mną ugięły. pierwszy raz w życiu miałam motyle w brzuchu. a kiedy na przywitanie uścisnąłeś mi dłoń - czułam się bezpiecznie.

pierwszy raz w życiu w taki sposób. 23 maja. tak, tę datę zapamiętam.

 

chociaż widzieliśmy się tylko kilka razy, pamiętam Twoje oczy i uśmiech.

i niezbyt pewną pewność siebie.

 

nie wiem dlaczego pojawiłeś się w moim życiu. ale pewnie On miał w tym jakiś cel. albo Ona mu powiedziała. bo to Ją prosiłam przecież.

 

rok zmian.

zmian siebie, życia, podejścia, działań.

mam plan.

wytrwale, nie konsekwentnie.

 

podobno jak się czegoś bardzo bardzo chce i mocno w to wierzy to się ziszcza.

to ja też poproszę.

skoro wszystko ma się zmienić...

 

jeśli w moim życiu pojawi się ktoś, kogo będę mogła bezgranicznie pokochać, przyjmę go z otwartymi ramionami i całą pojemością mojego małego serduszka.

tylko muszę wiedzieć, że mogę to zrobić.

 

póki co boję się.

boję się zaangażować, dać komuś cząstkę siebie nie mając pewności, że ta cząstka nie będzie za jakiś czas pomięta, zdeptana i wyrzucona.

 

i chyba dlatego wszystko wróciło. może nie z taką siłą jak kiedyś, ale wróciło.

lęk, obawa. że za bardzo się zaangażuję.

że pokażę, że mi zależy i wszystko stracę.

że będziesz taki jak ci wcześniej, któzy mnie odrzucili.

bo pewnie za bardzo się zaangażowałam.

a jak nie pokazuję, to od razu, że wredna i niesympatyczna.

 

mając lęki w głowie nie dam rdy się uśmiechać.

zresztą jak zawsze byłam tą bardziej poważną, starszą siostrą. która za szybko dorosła psychicznie.

konsekwencja. może rzeczywiście to ona mnie zniszczyła.

 

nie, moim celem życiowym nie jest kariera.

to znaczy może też, gdzieś tam. bo fajnie byłoby coś w zyciu osiągnąć, do czegoś dojść zawodowo, ustabilizować się finansowo. bo póki co to się nakręca, ale jeszcze dużo brakuje.

 

ale przede wszystkim...

chciałabym, żeby kiedyś mój mąż i dzieci opowiadali o mnie z ciepłem w serduchu i szczerum uśmiechem na twarzy.

 

no tak. za miękka jestem. poryczałam się w pociągu.

 

ale tego właśnie chcę!

 

i tak łatwo jest mówić innym: "zamieniaj marzenia w cele i osiągaj je".

tylko gdy przychodzi co do czego i samemu sobie się tak powtarza, to w jakiś dziwny sposób nie da się.

bo w moim marzeniu jestem niekompletna. brakuje jeszcze chcącego się zaangażować drugiego elementu.

 

nie wiem.

nie chcesz, bo dlaczego?

a może chcesz, tylko jeszcze nie teraz?

ja też jeszcze nie chcę. to znaczy chcę, bardzo, ale nie tak całkiem. tak po prostu, żebyś był obok. porozmawiał ze mną, przytulił, doradził.

żebyś był.

pojawiłeś się nie wiem skąd, ale proszę, nie odchodź.

 

a może Cię jakoś do siebie zraziłam?

 

chyba się gubię, potykam przy rozmowach z Tobą. i wychodzi dziwny obraz mnie.

chaotycznej, niepoukładanej, która nie wie czego chce i dokąd zmierza.

to chyba przez psychologię.

i za dużo się dzieje terez w moim zyciu.

za dużo się zmienia.

chyba sama do końca tego wszystkiego nie ogarniam.

 

myślę, że już niedługo wszystko się jakoś ułoży. bo przecież musi.

żyję już świadomie. a raczej uczę się świadomego życia.

 

czarnej dziury już nie ma.

ale zostawiła po sobie ślad. zarosła zieloną trawą, ale nadal jest dziurą.

o, tak właśnie. nie jest zasypana, ale obrosła trawą.

nie jest czarna, nie straszy, nie męczy, nie dręczy.

ale gdzieś tam jest.

na szczęście wystarczy kilka osób, kilka dobrych chwil, miłe słowo, czuły gest i już mi lepiej.

bycie z samą sobą też mi pomaga. to nie tak, że wtedy myślę i jest gorzej.

tylko po prostu się boję. i muszę na chwilę pobyć sama.

pewnie nie powinnam. ktoś powie, że wtedy przychodzą na człowieka dziwne myśli.

może i nie mam motywacji do działania, bo nie robię wtedy kompletnie nic. ale potrzebuję tego. tych samotnych chwil z dala od wszystkich. w moim miejscu, w którym czuję się dobrze. i mogę się ukryć. na szczęście mam gdzie.

 

wiem, że mogłabym z Tobą pogadać o tym co mnie męczy, bo mnie doskonale zrozumiesz.

tylko masz mnie pewnie za kogoś innego niż jestem.

a w dodatku wcale nie wyczuwam, żebyś miał potrzebę spotykania się ze mną tak w 4 oczy.

szkoda, bo się pojawiłeś. a nie liczyłam na spotkanie w życiu osoby, która będzie miała za mną tak wiele wspólnego. i to na takim etapie życia.

nie przekreślam tego. absolutnie! liczę na więcej.

ale nie mogę sobie robić nadziei, ani się angażować. teraz już wiem, że nie mogę. bo wtedy zarośnięta dziura się rozstąpi i będzie jeszcze głębsza. i mogę sobie wtedy nie poradzić. tak bardzo się tego boję.

proszę, pokaż mi, że mogę. że nie jestem Ci obojętna.

albo daj znać od razu, że nic z tego nie będzie.

tylko nie bądź obojętny. cisza jest najgorsza.

 

chciałabym, żebyś to przeczytał. żeby ten list w jakiś cudowny sposób do Ciebie dotarł. ale żebym ja o tym nie wiedziała.

może te małe aniołki, które są gdzieś daleko przekażą Ci te treści, może mi pomogą. może Ona mi pomoże.

 

nie jestem już na rozstaju dróg. jestem na prostej pod górkę. tylko są na niej rozsypane klocki, które utrudniają wędrówkę, bo ranią stopy, zasłaniają drogę. muszę je poukładać, posegregować.

kim jesteś na tej drodze? kolejnym klockiem? czy współwędrowcem? pomogą w przecieraniu szlaku?

 

a Ty, obcy człowieku - jak możesz mi pomóc?

 

twoja niepewna, za delikatna, zbyt wrażliwa,

M.