chryste panie, jak to było dawno temu. to było jeszcze wtedy, kiedy mogłam trwonić czas na głupoty, a dawałam sobie radę ze wszystkim o wiele lepiej niż daję teraz, mimo przytłaczającej ilości przedmiotów czy rzeczy do zrobienia, jak? nie mam pojęcia co się takiego zmieniło, chyba już po prostu brakuje mi siły, żeby cokolwiek z siebie wydusić. nie żeby matura była za miesiąc. oczywiście, wcale nie odmawiam sobie trwonienia czasu na rzeczy zupełnie nieistotne, które mogłabym spokojnie zrobić w innym momencie swojego życia, bo świat bez nich wcale by się nie zawalił. kto to wie w sumie
jeśli by na to spojrzeć z dystansu, to byłam wtedy taką małą, głupią i nieświadomą dziewczynką (aczkolwiek w tej kwestii to chyba niezbyt wiele się zmieniło), ale chyba byłam całkiem zadowolona ze swojego, jakże fascynującego i pełnego niezwykłych historii (no kurwa), życia. cholera, w sumie to to się chyba też nie zmieniło.
chociaż muszę przyznać, że jestem dumna z progresu, jaki zaliczyłam jeśli chodzi o kontakty z innymi. tak! dziwię się sama sobie, ale udało mi się wypracować zupełnie inne podejście i tak, jestem z tego kurewsko dumna (nie licząc paru przyadków, kiedy ludzie doprowadzają mnie na skraj wytrzymałości psychicznej i na ich widok zbiera mi się na wymioty połączone z jednoczesną ochotą wydlubania sobie oczu mikserem)
mówiłam coś o zmienionym podejściu? niestety, od czasu do czasu jednak wracają stare przyzywczajenia. no ale na litość boską, ludzie są tak dwulicowi, że ja pierdole. a wykorzystywanie i wyżywanie się na innych, kompletnie nie związanych z daną sprawą (tylko dlatego, że do odpowiedniej osoby się nie zwrócą, bo srają w gacie) jest gówniarskie, plz, ile wy macie lat, albo trzymacie gębę na kłódkę, albo rozmawiacie z zaniteresowanym, wbijcie to sobie do łbów. to tyle było z wypracowanej postawy
jestem teraz zawieszona w tym najbardziej sentymentalnym momencie (tak, tak) i w sumie to jeśli miałabym się zastanowić dlaczego to wszystko potoczyło się tak, a nie inaczej, to w sumie zwaliłabym winę na te wszystkie (bezsensowne) pytania (no bo przecież nie na siebie, prawda), i jeśli miałabym to jakoś określić to powtórzę po mojej karmicielce - "surrealistyczne", tak moja droga, jest to najlepsze wyrażenie. chociaż moja podświadomość mówi, że jednak ono nie do końca pasuje (ale ona sie nie zna, a sen wcale nie równa się życiu duszy, to bullshit jakich mało!)
i mimo, że nie przepadam za tą szkołą, to powinnam sie już zaopatrzyć w jakiś wodoodporny tusz. wprawdzie zawsze mówiłam, że będę się cieszyć, że wreszcie z niej uciekam, to wcale nie chcę wybierać się nigdzie indziej, no bo jak mogłabym to teraz zostawić? za dużo zmian wiąże się ze studiami, żebym była na nie odpowiednio przygotowana. chociaż perspektywa wakacji jest kusząca jak jeszcze nigdy wcześniej.
zbytnie uzewnętrznianie się na fotoblogu ssie i powinnam była to wiedzieć wcześniej (...), więc aby nie popełnić już więcej takiego faux pas i nie wołać o pomstę do nieba (sic), zostawię tu tylko "tak" (jako odpowiedź na większość pytań)
trying to tell you "no", but my body keeps on telling you "yes"
trying to tell you "stop", but your lips got me so out of breath
POZDROWIENIA DLA CUDOWNEJ I JEDYNEJ OLI RAJCHEL :*