Witajcie, witajcie!
Dzisiaj opisuję zdarzenia z ostatnich dwóch dni. Więc zacznijmy od początku:
Ludwig: Ej Feliciano, chciałbyś pojechać ze mną na wakacje do mojego domku letniskowego?
Feliciano: Ve~ Pewnie!
Gilbert: *Cofa się* Ktoś tu wspomniał o wyjeździe? Ludwiś, bez brata nie jedziesz!
Ludwig: No chyba nie! Jak ty jedziesz to biorę ze sobą Feliksa.
Gilbert: Co?! A ten tu po co?!
Luwig: Żeby cię kontrolować.
I tak to sie mniej więcej zaczeło. Jak dojechaliśmy to poszliśmy na dwór, bo Ludwig nas z domu wykopał.
Gilbert: Hej Feliks, chcesz iść do lasu?
Ja: Jasne.
Gilbert: Że co?!
Ja: To idziemy?
Gilbert: Eee... wiesz, m-mam...
Ja:Tylko mi nie mów, że się boisz.
Gilbert: Ja? No co ty! Mówiłem, że mam... czkawkę!
Ja: Aha...
Wieczorem byliśmy na polu. Totalna masakra! Gilbert jęczał, że się pobrudzi i chce wracać, a potem jeszcze się czegoś przestraszył i w tym momencie ktoś do niego zadzwonił. Dla wyjaśnienia powiem, że dzwonek był brechowy i wobraźcie sobie takie ciemne pole, dokoła nic, coś się za tobą skrada i tu nagle... taka muzyczka. Lol.
W nocy oglądaliśmy horror pt."Sierociniec" - o jakimś dziecku z workiem na twarzy. Nic nie opisze tego jak Gilbert się bał, to byłyo bezcenne - zobaczyć jego minę!
Ja: Gilbert...
Gilbert: Czego?!
Ja: Co ty robisz pod kołdrą?
Gilbert: Chowa... to znaczy... zimno mi!
Ja: *Przysówam mu ekran pod nos*
Gilbert: AAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!! ZABIERAJ TO!!!!
Ja:
Po filmie dzwonił do mnie Licia.
Toris: I jak tam Felek? Wytrzymujesz z Prusmi?
Ja: Właśnie skończyliśmy ogladać horror i rzebyś widział jak Gilbert...
Gilbert: Słuchaj... powiesz komuś choć słowo...
Ja: Jakie Gilbert robi dobre tosty! *To była akurat prwdwa, bo zrobił na kolację*
Gilbert: No widzisz!
Ja: W prawdzie jest to jedyna rzecz jaka potrafi ugotwać...
Dalej rozmowa urawna, bo Prusy wyrawł mi telefon i zaczeliśmy się nawzajem nawalać.
Ludwig: *Wpada do pkoju* CO TU SIE DZIEJE?! Spać przez was nie mogę!
Gilbert i ja jednoczesnie: *Pokazujemy na siebie* On zaczął!
Ludwig: Ogladaliście horror? Feliks! Jak Gilbert będzie wrzeszczał w nocy to twoja wina!
I dlatego musielismy spać razem, bo Niemcy nie chciał brata w pokoju.
Gilbert: To wszystko twoja wina!
Ja: Moja? A kto się na mnie rzucił?!
Gilbert: To przez te cukierki od Feliciano!
Cofnijmy się na chwilę:
Feliciano: Macie te cukieki, bo one jakoś dziwnie smakują...
Kiedy szliśmy potem ścieżką w lesie:
Ja: Może ja to otworzę, bo ten woreczek zaraz nie wytrzyma...
Gilbert: Nie! Ja sobie dam radę!
Ja: Ale nie szarp tym tak...
Gilbert: *Opakownie pękło* Ups...
Ja: Brawo, wszystko rozsypałeś.
Gilbert: Ludwig mnie zabije...
Ja: Za co?
Gilbert: To są cukierki od Feliciano, OD FELICIANO!
Ja: Matko Święta... ZBIERAJ TO SZYBKO!!!
I znowu wrócmy do nocy:
Gilbert: To przez te cukierki od Feliciano! Na mózg ci od nich padło!
Ja: Ty też je jadłeś!
Gilbert: Ale na mnie to nie działa!
Ja: No tak, ty przecież nie masz mózgu...
I znowu się na mnie rzucł.
Ludwig: ZAMKNIJCIE SIĘ WRESZCIE
Ja: Oj, nie gniewaj się już, przepraszam *niewinna minka* .
Gilbert: Dobrze, ale dajesz mi swoja poduszkę.
Ja: Nie ma mowy! Moja jest mięciutaka!
Gilbert: No właśnie o to chodzi! Zamień się!
Ja: Nigdy!
Po pewnym czasie...
Gilbo: Feliks...
Ja: Co?
Gilbo: Śpisz?
Ja: Idioto, jak bym spał, to bym ci nie odpowiadał!
Gilbo: To śpisz, czy nie?
Ja: ... Usiłuję. Ale przestań mi zabierać kołdrę!
Gilbo: Nie! Moja kołdra!
Oczywiście potem biliśmy sie o kołdrę.
Ja: Oddajjj...
Gilbo: Poproś.
Ja: Proszę.
Gilbo: A ładniej?
Ja: *Wyszarpuję mu kołdrę* Dziekuję.
Gilbo: Ej!
Część dróga nastąpi!