photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 GRUDNIA 2008

 

 

 

  Jak się to wszystko stało, Ona nie pamięta. Gdy znacznie później wpadły jej w ręce stare dzienniki, przypomniała sobie niektóre momenty.

  Pewnego dnia - nie wie, jaki to był dzień i nie chciała nigdy wiedzieć - zbudziła się na szpitalnym łóżku. Na twarzy miała bandaż. Ręce nosiły ślady brzydkich skaleczeń. Ustami nie mogła poruszać. Krzątały się koło Niej białe postacie.

 - On! - zawołała i w tej chwili zdała sobie sprawę z tego, że już go więcej nie zobaczy.

  Krzyczała, rzucała się, musiano ją związać. Wyła rozdzierająco, po zwierzęcemu, tak że musiano ją izolować. Całe noce wzywała ukochanego, strasznym, nieludzkim głosem. Po tygodniu nagle zamilkła. Nie odpowiadała na pytania. Nie chciała w ogóle jeść. Znowu musiano ją wiązać, aby ją nakarmić. Nikt nie miał do niej cierpliwości. Inna, aczkolwiek była w ciąży, siedziała przy Niej od czasu do czasu. Chora uspokajała się trochę, w tym okresie często płakała.

  Potem przestała płakać. Lekarze poczęli tracić nadzieję. Ojciec Jego sprowadzał specjalistów. Chora robiła wszystko, aby umrzeć. Raz, gdy zdawało się, że wszystko jest już na najlepszej drodze, kiedy poczęła wstawać i spacerować po szpitalnym korytarzu, oparta o ramię Innej podeszła do jakiejś chorej i poprosiła o pożyczenie przyrządów do paznokci. Tego wieczora przecięła sobie nożyczkami żyły na rękach. O trzeciej rano dyżurująca pielęgniarka znalazła ją wyczerpaną, ale wreszcie spokojną, uśmiechniętą. Czy warto było ją ratować, skoro tak pragnęła umrzeć? Każdy widział, jak bardzo cierpiała.

  Gdyby to zależało od pielęgniarki, nie ratowała by Jej. Nigdy jeszcze nie widziała tak wielkiej rozpaczy. Widziała kobiety, którym umierały dzieci, mężowie, ukochani, ale nigdy nie widziała rozpaczy, która by trwała tak długo.

  Śnieg padał na dworze. Ona nie mogła w to uwierzyć.
  Ile miesięcy leżała? Jeszcze wczoraj jadła z Nim lunch tam, pod jabłonią. Byli tacy szczęśliwi? Gdzie teraz jest On? Czy ciężko Mu bez Niej tam, gdzie leży?

  Inna mówiła Jej,że salon mód prowadzi dalej G. Ewentualnie mogłaby go od Niej odkupić.

  Nie, nikomu nie odda tego salonu! Tam może jeszcze znaleźć ślady Jego. Wstanie i zaraz tam pójdzie. Gdyby ją tylko zechcieli puścić!

  Którejś niedzieli przyszedł ojciec Jego. Nic nie mówił. Był niezmiernie przybity. M. uciekła od niego i wszczęła kroki rozwodowe. Nie chciał tego powiedzieć chorej.
 - Czy może M. zachorowała? - zapytała po chwili Ona.

 - Gorzej. Nigdy do mnie nie wróci.

 - Czy M. zabrała dziecko?

 - Nie.

 - To wróci. Nie martw się. Wróci do dziecka. Wcześniej czy później. Ja bardzo żałuję, że nie będę miała dziecka. Jeżeli pozwolisz, zajmę się małym. Kto się nim teraz zajmuje?

 - Stara Murzynka.

 - I M. zostawiła swoje dziecko starej Murzynce?

 - Uciekła z żonatym człowiekiem.

 - Nie wiesz, dokąd pojechała?

 - Pewnie do Europy.

 - Może mi się uda nakłonić ją do powrotu - powiedziała spokojnie Ona.

 - Co zamyślasz? Nie rozumiem!

 - Pojadę zobaczyć się z moją matką. G. może na razie dalej prowadzić salon. Spróbuję znaleźć sobie jakiś cel w życiu. Jakoś nie mogę umrzeć. Może On chce, abym żyła... Powiedz mi, jak umierał On.

 - Był zupełnie przytomny. Prosił mnie gorąco, abym się Tobą zajął, abym uczynił wszystko, byś została przy życiu. Pochowałem go obok jego matki.

 - Czy bardzo cierpiał?

 - Nie. Mam dla Ciebie fotografię. Dam Ci ją za rok.

 - Daj mi ją zaraz, natychmiast!

 - O ile mi złożysz przyrzeczenie, że nie będziesz płakała.

  Przyrzekła natychmiast i w tejże chwili wybuchnęła spazmatycznym płaczem. Ojciec Jego pozwolił Jej płakać. Wiedział, że potem nastąpi ulga.

 - Gdzie jest fotografia? - spytała.

 - Jutro Ci ją przyniosę.

 - Nie masz jej przy sobie? Nie wierzę! Na pewno masz ją w kieszeni.

  Podał Jej fotografię. Poprosiła, żeby wyszedł natychmiast i wrócił jutro. Nie wyjęła jednak fotografii. Zakleiła kopertę. Zamknęła oczy: była w ramionach Jego, ubrana w powiewną, zieloną sukienkę. Tańczyła z nim walca. Potem pędziła z nim samochodem do szczęścia...

  Jakie On ma oczy? On nie umarł! Kiedyś odnajdzie go znowu... On nie mógł umrzeć! Nie mógł jej zostawić samej na świecie!

  Słońce świeciło dalej. Nic się nie zmieniło na ziemi. Ludzie uśmiechali się, byli szczęśliwi, płakali, gniewali się. Wszystko działo się nadal. Nie było tylko Jego.

  Świat stał się dla Niej czarną, zimną nocą, pustkowiem.

 

Komentarze

~ceycia zdjęcie bardzo bardzo ładne:)
30/01/2009 23:25:38
~ilovemysex to nie moooja ;) ale też ją uwielbiam. Pawła - ale ukradłam mu. :D :D
16/01/2009 22:34:03
~ilovemysex gdzie nowe? ;)
16/01/2009 21:25:34
zenibyjak dzieki :* ;)
11/01/2009 19:41:56
~ispenttogether hmmm wiem wiem ;D
grę komputerową haha ! ;**

ps. nie mam pojęcia. :P
11/01/2009 10:30:09
ispenttogether no z Tobą z Tobą Tylko z My Princess. ;**

i nowa nowa zieloona. haha ;D
06/01/2009 9:13:32
~pojcia to wy we dwie i do tego tych dwóch :P tomas i sławek:) heh
06/01/2009 9:02:35
pojcia A JA POCZYTAM POZNIEJ, za duzo tego troszke :D ksiezniczko :*
05/01/2009 13:05:49
93szymek Miałaś rację. Taka pocieszająca rozmowa, może pomyślę nad utworzeniem nowego... Dobra, biorę się za czytanie, aha, możesz pisać jeszcze źródło, żeby było wiadomo z jakiej książki, może ktoś zacznie czytać :P
02/01/2009 22:49:53
ispenttogether :(
ne dobdzie ne dobdzieee... :( :**
27/12/2008 1:23:24
ispenttogether nooo my będziemy a będziemy. ;D**

and what is that mean 'sweetreverie my princess with S. ;D' bo nie wiem jak mam to rozumieć. ;D
ahhh My Proncess. ;**
22/12/2008 14:42:55
ispenttogether mój senny marzeniu. (;
nie mam gadu i w ogóle na tym kompie nie będę już pewnie go miała bo coś usunęłam i nie pamiętam co i cała lista kontaktów mi się usunęła sama... ;/

i dalej mnie smuci ten tekst... ;** (;
22/12/2008 10:53:49
zenibyjak :*
21/12/2008 23:59:55
~ispenttogether buu smutno mi cholernie... :(

;**
21/12/2008 23:05:54
ilovemysex ła. przeczytałam całe... smutne.
i zdjęcie uśmiechnięte nie pasuje, ale ślicznie na nim wyszłaś :)
a to z jakiejś ksiązki? :*
21/12/2008 22:06:15
Info

Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika fauconneau.