Nieraz zdarzało się, że Ona wyjeżdżała. On wiedząc doskonale, że jej nie zastanie, szedł mimo to na górę do jej mieszkania. Sam nie wiedział, dlaczego to robi. Czyżby z przyzwyczajenia? A może po prostu tęsknił za nią na swój sposób? Dlaczego musiał tam iść, dotykać jej klamki, zapełnić sobą na chwilę jej martwe okno?
- Jeżeli się kiedykolwiek ożenię - powiedział kiedyś - będę szukał takiej kobiety jak ty.
- Mnie wystarczy wiedzieć, że żyjesz i że jesteś szczęśliwy.
- Wszystko między nami było jasne od pierwszej chwili. Dziwi mnie, że przeżywasz to tak tragicznie.
- Ja? Skądże?
Wiedział, że kłamie, ale było mu z tym dobrze.
- Jesteś rozsądną dziewczyną.
Ostatni spacer odbywa z nim dzisiaj. Łatwiej byłoby umrzeć niż odjechać. Stała się mu moralnym ciężarem.
- Trzeba umieć umrzeć, żby móc żyć - mówi sentencjonalnie.
- O czym myślisz, moja mała?
- O tym co napisałeś w 'Ponącej ziemi'.
- Nie myśl o moich książkach, kiedy jesteś ze mną. Pamiętaj, że choć obcuję z innymi kobietami, najlepszą częścią mojej natury jestem zawsze z tobą.
Gdy wracali do domu, miasto było już oświetlone. Z suteren unosił się zapach przypiekanych ziemniaków. Zjedli kolację w jakiejś restauracji po drodze. Na niebie gromadziły się chmury, powietrze było parne, zanosiło się na burzę.
Przyśpieszyli kroku.
- Chodźmy krótszą drogą. Obawiam się, że nie zdążymy przed burzą.
- Nim spostrzegliśmy się zapadła noc.
Podchwyciła jego słowa.
- W taką noc jak ta, gdy będę z dala od ciebie, będę wołać: 'Przyjdź, zaświeć gwiazdy, bo jest ciemno!'. Czy przyjdziesz?
- Na pewno - Przypomniał sobie nagle, że obiecał być u Innej o godzinie ósmej. Spóźnił się.
- Dobranoc - rzekł biorąc ją w ramiona i całując delikatnie. Nie wiedział, czy deszcz pada z góry, czy łzy kapią z oczu kobiety. Na moment zapomał o wszystkim. Zdawało mu się, że nigdy nie był bliższy miłości niż w tej chwili.