Tak to dzisiaj. Koniec roku 2011. Wszyscy ludzie na całym świecie robią podsumowanie swoich poczynań z ostatnich 365 dni. Mimo woli ja też takowy bilans zrobiłem. I jak oceniam ten rok?? Słabo. Ambicje były dużo większe. W tej chwili powinienem mieć odłożone trochę grosza odremontowane auto a na bal sylwestrowy powinienem iść do jakiejś porządnej restauracji, obładowany materiałami pirotechnicznymi którymi o 12 witał bym optymistycznie 2012 rok. Do tego moje życie miało zostać poukładane i uspokojone. A wprowadziłem sobie tylko dużo więcej zamentu. No ale widać też progres. Zmiana pracy wyszła ogólnie na plus. Długi moze i mam ale chociaż widać efekty wydanych pieniedzy. Pokój wystarczy mi na wiele lat użytkowania i myśle, że na tyle na ile jeszcze będe tu mieszkał. 100% usamodzielnienie?? No może niestety nie... tak 79% bym powiedział. Siadła psycha, siadło zdrowie... I straciłem kontakt z przyjacielem... I to najwiekszy minus...
P.S. W 2012 rok patrze tak czy owak z dwojakim optymizmem. Po pierwsze bo jest szansa, że ułozy się dużo lepiej bo jest wiele planów i pomysłów. A po drugie... Może faktycznie to ostatni rok?? A wy jak myślicie?? Piszcie BOOYAH!!!
Foto: Wujek Google "Sylwestrowo" (nienawidze tego słowa) :P