Atos xd.

Ha, i znów Pan Atos. Gdyż na nim jeździłam xd *triumfuje*. A Czesio pierdyknęła w belkę od płotu głową i w ogóle miała jakiś taki pechowy dzień. Wzięła Gucia na oklep i z niego zleciała w galopie, a jak poszła po siodło, to w galopie jej się strzemię wypięło ;d. A później Gucio jej się wystraszył i nie mogła na dobrą nogę zagalopować. Ale ja też ;d.  Ale i tak nieźle się z niej śmiałam ; d. Normalnie się zataczałam i myślałam, że się wywalę, jak usłyszałam taki huk za mną xd. A ja miałam wyczyszczonego Atosa i pomagałam Czesiowi z Guciem. A dziś galop nie na zasadzie "byle się bardziej wyciągnąć" (o, tak, Atos bardzo łatwo "rozciąga się"), tylko spokojnie, powoli i z wygiętą szyjką ; ). Czyli tak, jak powinno być. Nawet ja tak w siodle nie latałam, jak zwykle na nim. Ogólnie, łatwo nam się chodziło. Trochę krzywo cofaliśmy i za nic w świecie nie chciał zrobić stój-kłus, kłus-stój - zawsze musiał to poprzedzić choćby dwoma krokami stępa. Ale co z tego, poćwiczymy. Grzeczny konik ;d. Jak go wyprowadzałam ze stajni, bo jego boks był zajęty i musiałam obejść dookoła, to byśmy się wywalili o.O. Bo moja kochana ciapa oczywiście się tak potknęła... I na koniec, taki przestraszony, na mnie właził, i tylko się modliłam, żeby mi się nie wystraszył jeszcze bardziej i nie wyrwał, nie wywalił mnie, ani nie nadepnął. Jak go już rozsiodłałam, rozkiełznałam i zdjęłam ochraniacze, to jeszcze wyczyściłam. Z kopytami dałam spokój, ale był iglak, miękka szczotka, z naturalnym włosiem, do grzywy i ogona, do łba. Próbował mnie uszczypnąć... Dałam mu jeszcze dwa cukierki, pół jabłka (drugie pół dla Wrednego Pyszczka) i go wygłaskałam. A co! Teraz stoi naprzeciwko Zoi. I mam dwa najukochańsze konie na świecie prawie że w jednym miejscu : D.

Jutro kunie ; ). Oby Atosiasty ; **. Morda moja!

PS: Zoja nawet nie wypluła cukierka, którego jej dałam xd.