Czas odliczam w kaloriach. 

 Niedawno zaczęła się u mnie fascynacją krwią, dziwne.

Dietę trzymam, to dziwne, ale trzymam. Trochę piję, wiem, że na diecie nie powinnam, ale co tam, skoro praktycznie nic nie jem, gdy piję.

 Mam dość wszystkiego, jestem tak zmęczona... skończyły mi się tabletki, wczoraj dostałam nowe, od razu lepiej się poczułam, a dziś średnio.

 Zżera mnie bolesna tęsknota za Tobą. Chyba Cię kocham.  Proszę, oby nie, myślałam, że mi przeszło...

 Dlaczego jedyne rzeczy/osoby, które mnie uszczęśliwiają, niszczą mnie?

Chcę schudnąć. Mam tłuste nogi i dziwny brzuch, poza tym jest raczej w porządku.

Powinnam się zważyć lub zmierzyć, zrobię to pod koniec ferii, żeby wiedzieć, z czym zaczęłam.

I tak wątpię, że ważę mniej niż te 54 kg, choć teoretycznie czuję się na mniej, ale ubrania robią się coraz ciaśniejsze.

"Twarz ci się zaokrągliła, zrób coś ze sobą./Ale przecież jesteś chuda!" Dzięki, mamo.

Tłusty czwartek, ale ja nie zjem pączka, nie ma mowy. Nawet nie mam ochoty.

Skinny until it make you cry.

Skinny until it make you lie.

Mam tak dość wszystkiego i wszystkich, z jednym wyjątkiem...

Dziś:

Śniadanie

-

II Śniadanie

herbata z cukrem (30)

sałatka z kapusty pekińskiej (50)

3 kawałeczki kurczaka z patelni (240?)

Razem: 320

Obiad - 16.30

3 kostki czekolady (150)

kajzerka z kawałkiem kurczaka (150)

Razem: 300

+ kilka cukierków pudrowych/landrynek/gum

Podwieczorek

herbata

Kolacja

płatki z mlekiem, cappuccino, trochę czekolady (ok. 400)

kanapka (120 czy coś)

Nieźle, coś koło 1200.

Ćwiczenia:

25 minut spaceru -80

ponad 2h rower -800