Pyrkon.
Każdy kto znajdował się w moim choćby dalekim otoczeniu w ciągu- powiedzmy- ostatnich dwóch, trzech tygodni musiał o nim słyszeć, nie ma bata. Trąbiłam o tym na prawo i lewo, przesiadywałam non stop na stronie www.pyrkon.pl, odświeżając stronę co jakieś 5 minut. Wiem. To nie jest normalnie xDD Lecz w końcu nadszedł ten oto Dzień Chwały- piątek, 26 marca 2010 r.
Ale zacznijmy od początku...
26 marca- piątek
Koło godziny 8.35 wyskoczyłam z łóżka niczym bomba atomowa (to chyba nie to porównaniexD)... albo po prostu rakieta. Poczyniłam niezbędne przygotowania do szkoły, po czym, nie do końca pamiętam, ale chyba nie spóźniłam się na autobus. Normalnie śwęto lasu. Na lekcję dziennikarską weszłam cała w skowronkach, a z chwilą rozpoczęcia się dwóch lekcji historii pod moimi piętamiwyrosły tumany szpilek. I tak oto siedziałam. Pominę jednak wczesnośredniowieczną historię Polski- nie dało się skupić i nie wiem za dużo.
W każdym razie, o godzinie 12.30 coś powędrowałam z... niech będzie Kumori na przystanek, gdzie pozegnałyśmy się w pełni świadome, że za 2 godziny znów się spotykamy xD
Tak też się stało. O godz. 14.45 wyjechałyśmy autobusem linii 55 i zaczęłyśmy zbliżać się w stronę Poznania. Szkoda tylko, że to był piątek. To znaczy, absolutnie nie mam niczego przeciwko piątkom. Bardzo lubię ogarniającą mnie świadomość, że 2,5 dnia mam wolne. Bardzo. Chodzi o to, że w piątki autobusy lubią stawać w korku. Tylko dlaczego, do cholery, ten musiał stać tak długo? Droga na Rataje nie należała do najprzyjemniejszych. Było duszno, gorąco, tłoczno, a nasze mózgi zżerała obsesyjna tęsknota za Pyrkonem. Albo ciekawość.
Generalnie, po dotarciu na Rataje, droga na Łozową minęła nawet szybko. Pewnie łatwo się domyślić, że po tak fenomenalnym wyczynie jakim był przejazd TAM byłyśmy nanadziejone, uśmiechnięte i absolutnie pewne, że zdążymy jakoś na prezentację broni białej. Oczywiście, nasze nadzieje okazały się płonne, zgubne i w ogóle bardzo zawyżone. W kolejce spędziłyśmy 1,5 godziny, w ciągu których jedyną rozrywką było unikanie dymu papierosowego wydzielającego się z... no tak, z papierosa oraz napalanie się na te punkty programu, na które na pewno nie zdążymy, albo zdążymy może.
Kiedy już stanęłyśmy przed Gżdaczami i ich zacnymi akredyto-komputerami, nastąpiło coś w rodzaju apokalipsy- oczywiście wyolbrzymiam. Nie napadły nas ani hordy dzikich bestii, ani pratchettowscy magowie, ani Lord Vader.
Padł system.
Na szczęście sytuacja szybko została opanowana, my- zaakredytowane, a kolejka znów ruszyła.
Na broń białą nie dane było nam zdążyć. Była godzina 17.30, przepadło nam 1,5 prelekcji, a nasze nogi wołały o pomoc. I byłyśmy dość wkurzone. Nie dość, że nie zdążyłyśmy na prelekcję o broni białej, to jeszcze nie zdążyłyśmy na warsztaty fechtunku. Choć w sumie, samo uczucie złości spadło na nas dopiero... w poniedziałek. Wtedy byłyśmy wykończone. Pokręciłyśmy się więc po budynku A. Obczaiłyśmy księgarnię i stoiska, po czym przymuszone wyrzutami sumienia, że na niczym jeszcze nie byłyśmy, ruszyłyśmy na prelekcję Ewy Białołęckiej"Sądzić książkę po okładce". Na początku zapowiadało się na pogadankę typowo techniczną, ale później byłyśmy świadkami, że wbrew pozorom z książki można zrobić milutką przytulankę. Co, oczywiście, było bardzo pozytywne.
Po tejże prelekcji wróciłyśmy wykończone do domów, gdzie niektórzy rodziciele dzięki pozornie beznadziejnym stacjom takim, jak WTK dowiedzieli się, że Pyrkon jednak NIE jest zlotem czarownic. Albo sektą^^.
W każdym razie, wyspałam się. Trochę xD
27 marca- sobota
Umówiłyśmy się. Pewnie. Umówiłyśmy. Generalnie, plan był taki: o godzinie 8.20 wyjeżdżamy transportem samochodowym, którym docieramy pod AWF, a dalej jedziemy autobusem. Trochę nie wyszło, bo...
Po 1.- Maguda sie nie wyrobiła.
Po 2.- Karin czekała na Magudę.
Po 3- ja czekałam na Karin.
I tak oto powstał trójkącik zależności, w którym jedna osoba była zadowolona xDD Ale to pominę
Oczywiście, spóźniłyśmy się na pierwszą prelekcję, dotyczącą...- zaraz, niech no spojrzę-...Grozy udomowionej tudzież Runów. W taki oto sposób znów ominęłyśmy początek drugiego dnia. I w sumie nie poprawiło nam to nastrojów, ale- rzecz dziwna- śmiałyśmy się z tego. Potem. To nie jest chyba normalne, prawda? xD
O godzinie 11 byłam już w Auli, czekając z niecierpliwością na prelekcję pt. Ciężki los debiutanta". Sama.
Dowiedziałam się tam parę ważnych rzeczy. Szkoda tylko, że słychać było trochę niewyraźnie, bo prelekcja mi się naprawdę podobała.
Jeśli chodzi o następne... 3 godziny (?!), to pojęcia nie mam, co robiłyśmy. Na pewno poszłyśmy do łazienki. Na pewno poszłyśmy do księgarni. Na pewno po raz kolejny zwiedziłyśmy stoiska i wzięłyśmy udział w kolejnych bezsensownych loteriach. I na pewno zjadłyśmy pizzę... Oczywiście, z daleko od wściekle różowej stołówki& kuchni. Dobrze radzę- nigdy nie wchodzić do dużego różowego pomieszczenia. Mózg od tego się rozstraja xD
Tak. To chyba wszystko. Tylko, czy to my tak wolno się poruszałyśmy, czy to czas tak gnał?
To nie fair.
Szczególnie zważywszy na nasze dalsze ee... doświadczenia. Miałyśmy mocne postanowienie- pójść na prelekcję o biustach i stanikach. Nie, to nie to, że nie poszłyśmy. Poszłyśmy, owszem. Znalazłyśmy salę i w ogóle. Szkoda tylko, że nie udało nam się wejść xDD Sala przypominała puszkę, do której napakowano za dużo groszku. Porównawszy ilość tlenu w powietrzu i liczbę ludzi, wróciłyśmy do budynku A. Oczywiście, z odpowiednim poziomem żalu w sercach.
O 16 siedziałam już na przez kogoś już ugrzanej podłodze, wyczekując spotkania z Lechem Jęczmykiem. Samotność przeżyłam. A oprócz tego zyskałam nowy numer "Innych Planet". :)
hłehłe.
W sumie, tego dnia udało mi się :wysłuchać bardzo fajnej prelekcji o JAJKACH i nie dotrzeć do sali konkursowej na spotkanie pt." Jakie są Twoje szanse na przeżycie Zombioapokalipsy." Dlaczego? Przypomnijcie sobie to o puszce i groszkach.
I..."Szczęśliwej drogi już czas..."
28 marca-Niedziela.
To było dno totalne, a zapowiadało się właśnie najlepiej.
Otóż, znów miałyśmy plany ambitne- przejechać na Łozową w godzinę i po raz pierwszy zdążyć na pierwszą prelekcję. Wszystko wyszłoby wprost cudnie, gdyby nie wiosenny maraton. Wszyscy kochają sportowców. Są umięśnieni, szczupli, sprawni, itd., itd. Tak pewnie powie większość społeczeństwa. Jednak ja nie lubię, kiedy spóźniona jadę, jadę, docieram pod AWF i tu okazuje się, że trasa maratonu zablokowała mi dojazd na Pyrkon. To mogło wyglądać zabawnie, kiedy tak szłyśmy od Browaru do prawie że Hetmańskiej. Mogło być zabawne, że nic nie jechało, że byłyśmy zmęczone... ale nie było.Na warsztaty kobudo dotarłyśmy chwilę po 11. Cudem.
I szczęście, że dojechałyśmy, bo te dwie godziny były owocne i generalnie ciekawe. Pomijając oczywiście śmierć dwóch sprzętów i moich paznokci po zabawie nunchaku xDD Serio, było fajnie. To jest bardzo uspokajające, szczególnie, jeśli się tym parę razy rąbnę xD.
NunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchakuNunchaku! :)
Następna prelekcja miała dotyczyć podróży temporalnych. Migiem przeszłyśmy z boiska budynku C do szatanii budynku A, zostawiłyśmy kurtki i... Mam zanik pamięci. Bo wiecie co? NIE poszłyśmy na kolejną ciekawie zapowiadającą się prelekcję. Czemu? A pojęcia nie mam. Poszłyśmy do księgarnii, potem po raz setny na stoiska po coś tam. Następnie... no właśnie.
Spojrzawszy na zegarek zdałyśmy sobie sprawę, że od 20 minut trwa prelekcja. A my nie zdawałyśmy sobie sprawy. I, oczywiście nie poszłyśmy (BAKA!), stwierdziwszy, że kiedy tam dojdziemy, prelekcja już się skończy. Okazało się, że za dużo się nie mylilyśmy. Chwilę później wyszłyśmy i zdążyłyśmy właściwie na końcówkę koncówki.
Szit. A może bym się dowiedziała, jak nie uszkodzić się przy trzymaniu noża, albo gdzie trafiać eee.. ziemniaka.
Niedziela zakończyła się prelekcją o broniach po wybuchu i skąpanym w słońcu powrocie do domu.
Podsumowując:
- Pyrkon to genialny wynalazek.
- Maraton też, jeśli nie przeszkadza Pyrkonowi.
- Pierwszy Pyrkon najgorszym być nie może^^
- Pyrkon był udany.
- A Księgarnia b.dobrze zaopatrzona.
- Loterie to zUo xDD
- Kit, że tego nie przeczytają, ale dzięki wszystkim Orgom, Gżdaczom i innym ludziom, którzy Pyrkon stworzyli. I tym, którzy na niego przybyli :)
Nunchaku!! xD