ehh. na zdjęciu twarz przemęczona, gdyż akurat zmagałam się z chorobą i przemęczeniem. Ale czasy i tak wspominam meeeeega pozytywnie. Zdjęcie robiła Jess? Noe? nie wiem. Obie tam były.
Dziś szkoła, praca, u Marty, a potem basen z siostrą. Nie jestem z siebie zadowolona. Chyba skurczyły mi się płuca, albo też moje lenistwo nie pozwala mi na przepłynięcie całej długości pod wodą. A kiedyś było to prościzną.. Ah. Ponownie przeżywam boleśnie, że nie mogę dołączyć do "Delfinów" ;( może w przyszłym życiu...
Dzień 34.
Nie było łatwo.Alan wprawdzie starał sie bardzo zachowywać pozory normalności, ale obie z Jessicą wiedziałyśmy,że udaje.Spędziliśmy w czwórkę (Denis,Jess,Alan i ja) dzień w Kurparku, bo właśnie zaczyna się trzy dniowa wielka impreza. Staralismy się rozśmieszać Alana, zajmować pierdołami a nawet upić. Tyle,że on przecież nigdy nie pije.
-A właściwie dlaczego?-wkońcu zadałam nurtujące mnie pytanie.
-Bo to nic nie daje.nic nie zmienia.Upije się, i co ?
-Nigdy nie piłeś?-pyta zaciekawiona Jess.
-Nigdy.
-Ale,że nigdy nigdy?-dodaje Denis,który jest zapowietrzony.A bynajmniej tak wygląda.
-Raz zjadłem taką czekoladkę, wiśnie z alkoholem,to się liczy?
-Co z Ciebie za facet!-Denis kręci głową z niedowierzaniem.
-Rozsądny?-odpowiada Jessica.Zgadzam się z nią. Denis dalej sszokowany milczy.Alan kwituje wszystko krzywym usmiechem.chodzimy, witam i żegnamy znajomych,jemy pyszne lody,a potem Jessica dostrzega plakat.
-Patrzcie!-krzyczy i zwraca nam uwage byśmy przeczytali. Plakat zawiera informacje o zapisach do biegów grupowych.coś w stylu tego z rolkami,ale bez rolek.-Proszę, prosze,proszę!-mówi i patrzy na nas błagalnie.-o nic więcej nigdy nie poproszę!-Alan podnosi w górę dłoń w geście"do usług!", Denis kiwa potakująco głową, a ja wracam do picia piwa.Jessica rzuca we mnie podstawką którą udaje mi się złapać , zanim walnie mnie w twarz.Podnoszę wzrok znad kufla, i krótko,zwięźle i na temat mówie:
-Nie ma mowy.
-No Wikaaaaaaa, nie bądz taka.-Denis.
-Potrzebujemy czterech osób!-jessica.
-Zapisy konczą się za dwadzieścia minut.-Alan.
-Ale ja nie biegam.
-Co trudnego w stawianiu stóp w szybszym tempie?-pyta Jessica.
-nie rozumiecie.Ja nie biegam , bo nie mogę. Zresztą wiecie dlaczego.- jessica robi obrażona minę, Denis zamyśla się, a Alan usmiecha się do mnie. Chociaz on potrafi i chce mnie zrozumieć.
-A Bianka? U was w rodzinie chyba wszyscy są wysportowani.-pyta z nadzieją Denis.Alan zaprzecza.
-Bianka nie biega.Jest chora..
-Ja też!-burzy się Jess. -A biegam, jeżdze, skacze i pływam.
-tyle,że ona nie jest jakąś sadystką, czy masochistką.-widzę jak jessica szykuje się do ataku słownego Alana, chcąc uniknąc kłótni, patrze szybko na Denisa i wzrokiem próbuje mu przekazać, aby coś zrobił.
-gut,gut. to nie ważne. Faktem jest,że potrzebujemy jeszcze jednej osoby, egal jakiej.-mówi szybko.
-Noe?
-wyjechała.
-Ralf?
-skacowany
-susi?
-za wolna
-Marcel?-pytam, i mam ochotę trzasnąc się z kufla w twarz.Alan świdruje mnie wzrokiem,Jessica usmiecha się, a Denis jak to Denis myśli.
-jesteś genialna!-mowi jessica, wstając.
-Nie zgadzam się na Marcela. - odpowiada wściekle Alan.
-jak biega?-analizuje Denis
-Jest szybki.-odpowiada Jess.-Lecę nas zapisać. co powiecie ,żebyśmy nazywali się Victory?
-A co jeśli nie zgodzi się na udział?-Denis.
-Jak Wika zadzwoni to się zgodzi.-jessica.
-Haloo! Powiedziałem,że się nie zgadzam.-mówi Alan, Jessica podchodzi szybko do niego i cmoka go w policzek.
-I tak Cię przegłosowaliśmy!- mówi i znika.Denis mowi do nas,że zaraz wróci,bo teraz musi szybko gdzieś iśc. "tchórz!"myśle i zostaje z alanem sama.
-Zły?-pytam.
-No coś ty.-odpowiada tonem mówiącym zupełnie co innego.Wzdycham podnosząc się z ławki.Siadam na jego ławce,szturcham go w ramię tak długo,aż na mnie spojrzy.
-no nie bądz zły..-żadnej reakcji.-halooo, spójrz na mnie!-nic.-No wiesz Ty co..Marcel na pewno by na mnie spojrzał!-dodaje z usmiechem. Zadzialało. Alan ze złością odwraca głowe i patrzy na mnie.
-To może spotykasz się z niewłaściwym chłopakiem, co?-nie odpowiadam, tylko chwytam jego twarz w dłonie, i wolno, bardzo wyraźnie mówie:
-Możliwe.-widze ,że wkurzył sie jeszcze bardziej,więc szybko przyciągam go do siebie.Po chwili słyszymy chrząkniecie Jessici,więc odrywamy się od siebie.
-już Ci przeszło?-pytam jeszcze.
-Hmm. chyba nie do końca. -widzę jednak,że się uśmiecha.
-dobra, dokończycie to później, obrzydliwe robale.-wtrąca jessica śmiejąc sie.-Victory ma numer 18, i mamy przykleić to sobie na ubrania.-podaje Alanowi kartę z numerem.-Dzwoń.-podaje mi telefon, więc swoją łamaną "niemczyzną" rozmawiam z Marcelem, który rzecz jasna, wyraża zgodę.Nie mija godzina, a oni już przebrani rozgrzewają się przed startem.Puuf.wystrzał i biegną.Uważnie obserwuje jak Jessica przekazuje pałeczkę Denisowi, potem Denis Marcelowi, a Marcel Alanowi.Zajmują drugie miejsce!gdy odbierają nagrodę, Jessica wciąga mnie na scenę.
-zwariowałaś?-syczę przez zęby.Ona tylko się śmieje.potem, już z nagrodą, jaka jest kasa zasiadamy przy barze i rozmawiamy.Obserwuje Alana,który rzecz jasna nie jest zadowolony z obecności Marcela..Dostrzegam,że jest przygnębiony.Wysyłam mu sms-a, czy ma może ochote się gdzieś urwać.Obserwuje jak wyciaga telefon,odblokowuje klawiature i czyta.Uśmiecha się po nosem i odpisuje, że chętnie, bo ma dośc tej farsy.Szepcze do Jessici,że wychodzimy i podnoszę się.Alan robi to samo.pół godziny później siedzimy w Wildparku.
-Jak się czujesz?-pytam, by przerwać ciszę.
-Kiepsko. Ale nie chce o tym mówić.Spróbujmy prosze zachowywać się tak jak zawsze, dobrze?-obeszliśmy wszystkie zwierzątka,z których większość już spała, zjedliśmy nasze ulubione lody, i pojechaliśmy do domu.Leglismy się u mnie w ogrodzie,i leżeliśmy chyba do pierwszej opowiadając sobie różne historie.Żegnając się ze mną, Alan powiedział mi słowa, których nigdy nie będzie mi dane zapomnieć..
" Niektórych ludzi nie da się zatrzymać.Przychodzą tylko po to,żeby odejść..."
tak. Najwidoczniej pojawiłaś się w moim życiu tylko na chwilę..