co sie dzialo dzis napisze pod nastepnym zdjęciem .
Dzień 33
Co to był za dzień..Opisuje dopiero rano<1sierp> bo nie wróciłam wczoraj do domu.Na szybkiego kupiłam jakąs sukienkę,wyprostowałam włosy i o umówionej porze czekałam.Mineło pięc,dziesięc,trzydziesći minut, a mnie ogarneły czarne myśli.Alan nigdy się nie spóźniał. Zadzwoniłam do niego,ale odpowiedziała poczta.Po walce ze sobą zadzwoniłam do niego do domu.Odebrała Bianka.
-Możesz tu przyjść?-zapytała,a ja ledwo zrozumiałam.
-Stalo się coś?
-Tak..coś strasznego.-zdałam sobie sprawe,że Bianka płacze.Wstrząsneły mną dreszcze.Ogarnięta naglym przeczuciem,zmieniłam szpilki na adidasy i wybiegłam z domu.Bianka czekała już na mnie przed ich domem,i płacząc rzuciła mi się na szyję.
-Babcia..Serce..Zmarła..Nie wiem gdzie..Alan..Musisz go znaleźć..-tylko tyle udało mi się zrozumieć z jej szlochu.
-poradzisz sobie?-spytałam odsuwając ją i patrząc jej w oczy.
-Poradzę.Ale on nie.Znajdz go,proszę. Znajdz i uratuj,błagam Cię.-powiedziawaszy to odwróciła się i wbiegła do domu,zostawiając mnie samą.Pierwszym miejscem,które sprawdziłam był Kurpark.Potem plac zabaw,nasze miejsce,plac do koszykówki.Nic.Pobiegłam do domu,mając wrażenie,że zaraz wypluje płuca.Ale nie było to wtedy ważne.Przebrałam się szybko,wziełam rower i podążyłam do ostatniego miejsca w którym mógł być.Nie wiedziałam co zrobie,gdy go tam nie będzie.Miałam do przejechania 8 km praktycznie cały czas pod górkę i żadnego pomysłu,co zrobie jeśli go tam nie zastanę.nie wiem ile mi zajeła droga,czas jakby stanął w miejscu.Rzuciłam rower,i biegłam najpierw do kóz.Potem do koni, a na koncu do mrówkolewów.
-Alan,oh alan..-padłam obok niego na kolanach i przytuliłam go.Płakałam. Dopiero teraz pozwoliłam moim emocjom wziąć górę.Wtulił się we mnie mocno. siedzieliśmy tak nie wiadomo jak dlugo,gdy nagle odsuną się ode mnie i powiedzial:
-Chce być sam.
-Aha.-ponieważ siedzę dalej, Alan irytuje się.
-Czy mogłabyś sobie pójść?
-Przykro mi.-mówie,kręcąc przecząco głową.
-Do cholery, prosze Cię o tylko jeden wieczór samotności! Czemu nie pójdziesz do diabła?
-Bo w niego nie wierzę.W Boga zresztą też nie.Ahh.-wzdycham, po czym kontynułuję.-Alan, nie zostawię Cię dziś, chociażbym miała Cię prześladować,i chociaż Ty miałbyś mnie wyzwać od najgorszych.A wiesz dlaczego? Ja też po śmierci dziadka pragnełam zostać sama,tylko po to, żeby do niego dołączyć.Wymyślałam jak wyrwać się spod czujnej opieki przyjaciół, którzy, uwierz mi, nie odstępowali mnie na krok.Kontrolowali, a kiedy nie mogli być przy mnie wyznaczali godziny kiedy miałam wysyłać sms-a,czy też wejść na gg.W sumie, to im zawdzięczam życie-nie dostaje żadnej odpowiedzi.Próbując się uspokoić,gdyz zbiera mi się na ponowny płacz,po raz ostatni(mam nadzieje) cofam się do wydarzeń śmierci dziadka.-Śmierć to gówniana sprawa.Atakuje zawsze z nienacka i zawsze za wcześnie.Nie ma takich słów, dzieki którym poczułbys się lepiej..I musisz wiedzieć,że nie ma i nie będzie drogi na skróty. -spojrzał na mnie zapuchniętymi oczami,a mnie instynktownie ścisneło coś w piersi.Nie mogłam patrzeć jak cierpi.I choc to ogromnie głupie, czułam ciężar odpowiedzialności za jego cierpienie.
-Jak sobie z tym poradziłaś?
-Nie poradziłam, Alan.-po raz pierwszy od...od tamtego czasu mówie o tym otwarcie.-Wpadłam w gigantyczną depresję.Przy życiu utrzymywał mnie tylko fakt,że moge z nim skończyć.Nie było wieczora, żebym o tym nie myślała.
-I co było dalej?-milcze.nie chciałam do tego wracać,nie chciałam mówić o tym gównie w jakie wpadłam, ale musiałam.
-Pojawił się w moim zyciu chłopak.Totalna porażka, ale w tamtym okresie żyłam dla niego.Był takim moim tlenem,ujściem od bólu. Zajmował mi każdy wieczór, pisał, aż nie zasnełam, a rano, gdy wstawałam miałam już sms-a.
-Wyprowadził cię z depresji..- skwitował Alan.
-Nie.-mówie twardo.-Nie do końca.-dodaje spokojniej.-Wyobraż sobie, że kiedy najgorsze mineło, jego poranne sms-y stale przypominały mi o tym, dlaczego wgl z nim piszę.co rano otwierała mi sie zagojona ranka po śmierci dziadka. Bolało, ale nie aż tak bardzo, bym zrezygnowała z znajomości z nim.
-Taki masochizm.-mówi bardziej chyba do siebie.
-Chyba tak.Ale kiedy nadeszły wakacje..Wyjechał, na drugi koniec świata.I nagle zostałam porzucona na głębokie morze.Moja depresja uderzyła z podwójną siłą.Gdyby nie Marta...Ah, chyba nie chce o tym myśleć.Ale z czasem,zdałam sobie sprawę,że ból ponownie zelżał.Ba! Myślałam,że znikną.Po prostu unikałam miejsc gdzie przebywał dziadek, a uwierz mi, było to trudne, bo przecież z nim mieszkałam.-Alan wytrzeszcza oczy.Czyżbym prędzej o tym nie wspomniała?-Przestałam codziennie chodzić na cmentarz, i uczyłam się na nowo dostrzegać barwy.A kiedy wrócił..Zdałam sobie sprawy,że w moim życiu zabrakło juz na niego miejsca.Był osobą, która stale przypominała mi o tamtym okresie
-Kochałaś go?
-Na swój sposób pewnie tak.W końcu byłam z nim pięc miesięcy, a znaliśmy sie przez chyba osiem..-Alan ponownie wytrzeszcza oczy.Spuszczam głowę, bo wiem , że to co teraz powiem, nie powiedziałam nikomu.Była to moja tajemnica,bo sprawa pokazywała moja podłość.-Rozpoczął się rok szkolny,a ja niemal całkowicie wyszłam z depresji.Jednak on był ciągle takim jakby mostem do tamtego cierpienia.Nie chciałam być niewdzięczna, ale zaczynał mnie męczyć i wpędzać w nowy dołek.Spotykaliśmy sie coraz rzadziej,i on nawet nie podejrzewał, że ja zaczełam proces palenia tamtego mostu.-urwałam. Nie chciałam mówic dalej.
-Wika? - Alan dawał we znaki, że chce poznać całość.
-Dobra, już mówie.Ale to cięzkie. Robił wszystko,żeby mnie zatrzymać.Wymyslał przeróżne bajeczki, bardzo brutalne.A kiedy powiedział mi, że jego przyjaciółka zmarła..Poczułam coś w stylu odpowiedzialności. teraz to ja miałam mu pomóc. Coś mi jednak nie pasowało. Nie wiem dlaczego, ale nigdy nie wierzyłam w zbieg nieszczęśliwych wypadków, a na jego życie spadło nagle ich ogrom. Zaczełam szperać. -nagle Alan zaczyna się śmiać. Patrzę na niego sszokowana.
-Przepraszam, przepraszam. -mówi szybko. - ale jakos nie moge sobie wyobrazić Ciebie jako szpiega.
-To sobie wyobraż. siedziałam godzinami w sieci i szukałam czegoś, co mogło by swiadczyć,że on kłamie.
-znalazłaś?
-Owszem. dotarłam do dziewczyny,która znała zmarłą przyjaciółkę.Eh, ależ się zdziwiła, że przyjaciółka z którą pół godziny prędzej rozmawiała, jest rzekomo martwa.-jeżeli myślałam, że alan prędzej wytrzeszczył oczy, to nie wiem jak nazwać to co zrobił teraz.-Potem niczym domino obalałam jego wszystkie ściemy. Choroba,ściganie przez mafie itd. Totalnie wszystko.
-Pokroiłaś go na kawałki, i wrzuciłaś do rzeki?- teraz to ja zaczełam się smiać.
-Chciałam, ale nie mamy w mieście rzeki.A tak poważnie..Postanowiłam, że związek jest skończony, i nie mówiąc mu o tym zaczełam spotykac się ze swoim byłym.
-Też potrafisz byc podła.-powiedzial niemal z dumą.
-Potem wyjaśnilismy sobie,że między nami wszystko skończone, i nasz kontakt się urwał.Obeszłam super moje urodziny, zafarbowałam włosy na czerwono na znak buntu i zyłam, ciesząc się z życia.
-Czuje,że to nie jest koniec historii.
-Masz rację. Zbliżały się święta, a ja znowu jedyne na co miałam ochotę, to podciąć sobie żyły.W wigilię, podczas dzielenia się opłatkiem wybuchłam płaczem i zamknełam się w łazience z żyletkami.Naprawde chciałam to zrobić. Ale kiedy wujek zapukał, i powiedział,że strasznie chce mu się siku,zdałam sobie sprawę,że nie moge im tego zrobić.Przeżyłam święta,sylwestra,zimę.I nadszedł ten ponury dzień. 20 kwietnia. Rocznica jego śmierci.Nie chciałam iśc do kościoła, Bóg juz wtedy dla mnie nie istniał,ale poczłapałam z rodziną. Później dlugo siedzialam u niego na grobie.Już nie czułam jego obecności jak prędzej, tabliczka zaczeła wyglądać obco, a kwiaty i znicze przyprawiały mnie o mdłości. Go juz tam nie było.
-Tak zaczeła się Twoja droga w Buddyzmie?
-Owszem. Nagle reinkarnacja przestała wydawać się głupią.Oczywiście odrzuciłam myslenie,ze człowiek może być kamieniem.
-I wyszłaś z depresji za pomoca religi?
-Alan..Usiłuje Ci powiedzieć,że ja.. nie wyszłam z depresji. Ale nauczyłam się radzić sobie z bólem. nie zawsze skutecznie, co zresztą widać po moich rękach..-potarłam moje blizny.Alan chwycił mnie za rękę,i pocałował dokładnie w miejscu dwóch najbardziej widocznych szram.
-Kocham Twoją szczerość. I kocham to,że siedzisz tu przy mnie,mimo że zachowałem się wobec ciebie jak świnia.Kocham Twoje oczy, które przepełnione smutkiem walczą ze łzami. Kocham Twoją siłę, która jest dla mnie zagadką.Ale dziś nienawidzę świata tak bardzo,że nie będzie ze mnie dobry rozmówca.
-Trudno, znienawidzimy go dziś razem. w mliczeniu jesli chcesz.-przytuliłam sie do niego mocno, bo zrobiło się strasznie zimno.
-Dobrze,nie będę przed Tobą uciekał. Chyba się nie da.-zdobył się na lekki uśmiech.-Ale może przenieśmy się do mnie? Jest zimno,nie chce byś przeze mnie zachorowała..-przenieslismy sie wiec. Razem płakaliśmy,śmialiśmy się.Nie wiem na ile pomoglo to Alanowi,na ile pomogło to mnie.Ale musiałam przy nim być.