Osamotniony niczym kamień, dumny, jednak niezależny.
Okrutne wspomnienia podążają za moimi plecami niczym cienie. Zwinięty w kącie, zbyteczny i zrujnowany, spuszczam krew z obolałych żył. Moja słabość podporządkowała mą duszę otchłani tęsknoty. Gdziekolwiek teraz jestem.. Nie krzycz za mną. Nie podążaj za moim odbiciem. To będzie ostatni raz kiedy ujrzysz moją twarz. Bez świateł wokół, bez głosów politowania, moje środowisko to bezrozumne zwłoki. Ciało odmawia posłuszeństwa. Tonę, odczuwam jedynie słabość. Krew stopniowo wypływa z mojego wnętrza. Z uśmiechem obserwuję czarny cień u mego boku. Przeklina mnie. Patrzy; oczyma utrzymuje mnie przy życiu. Całkowite wyzwolenie jest drogą wyzbytą krzywd. Łzy spadają wolne, ulatują, gdy odejdę..
Wybacz mi.