To prawda, że z tego nie da się po prostu wyróść/zapomnieć/zmienić poglądy życiowe. Przez jakiś czas było całkiem dobrze. Lepsza wersja mnie. A teraz, kiedy uświadamiam sobie, że gdybym nie zawaliła pół roku, to właśnie bym była idealna/wspaniała/lekka/krucha/nieżywa. Szkoda, że mimo iż ciało przytyło, pokryłam się cieplutką, żółtą kołderką z tłuszczu, to głowa cały czas pracuje na trybie świniaświniaświniaświnia.
Znam sposób na poprawienie sobie humoru. Wiem, że się uda.
Przez dwa lata nauczyłam się przynajmniej nie wyznaczać sobie celów (6 kg/miesiąc) bo nie ma to sensu. Zakładam tylko, że do nowej szkoły przyjdę lżejsza o 10 kg. Mam dużo motywacji, dużo samozaparcia. Dzisiaj jestem niezniszczalna, mogę przenosić góry. Myślę, że to zapach jedzenia w kuchni robi mi takie wspaniałe wyobrażenie siebie, ale dlaczego nie korzystać z tej chwili..
everyone can be perfect.