Czuję się tak fatalnie. Zjadłam dzisiaj:
serek wiejski
3 (na szczęście dość małe) gołąbki, ale za to z cebulką i skwarkami
2 żyżki jajecznicy z boczkiem i cebulą
3 pianki marshmallow i kilka chipsów (kurwa, przecież i tego i tego nienawidzę!)
+ wypiłam cappuccino i kakao
RAZEM: koło 1000? ;/
NIC JUŻ NIE ZJEM!!!
A ważyłam dzisiaj (nie wiem z jakiej racji aż tyle?!) 53,3 kg ;/
To musi się skończyć. Nie mogę tak żyć, bo oszaleję... Ja kiedyś już byłam chuda, przy tym samym wzroście ważyłam 42-43 kg... Rok temu? I wtedy moja lekarka i cały otaczający mnie świat ubzdurał sobie, że mam anoreksję. Przepisali mi jakieś leki, suplementy itp... No i stało się... Pod ich presją przytyłam 10 kg. I może je ciało jest już zdaniem wielu wyleczone (chociaż według mnie zdrowe było tylko wtedy), ale moja psychika czuje się teraz znacznie gorzej... Cała moja silna wola odeszła, ale poczucie winy pozostało... Nawet po do żucia zastanawiam się czy to aby nie za duże wykroczenie...
Dzisiaj przygotuję sobie 14 karteczek na najbliższe 2 tygodnie. Na każdej zapiszę dzienny jadłospis (do 500 kcal, na 3 zapiszę głodówkę) i będę się do nich stosować. Proszę Was pomóżcie mi w tym. Pilnujcie mnie. Trzymajcie kciuki... Nie chcę być taka jak teraz, czuję się jak hipopotam.