Jak już pisałam, w Innsbrucku było baaardzo ładnie. To miasto, w którym zrobiłam najwięcej zdjęć. Choć to może też dlatego, że to początek naszej podróży, nie byłam zmęczona i jeszcze chciało mi się sięgać po aparat, potem już było gorzej. :D
W Innsbrucku miałyśmy wiele atrakcji, m.in. chodzenie do irish pubu, kąpiel w rzece, zwiedzanie muzeów, miasta, widziałyśmy wieeeelki supermarket, w którym mimo skwaru na dworze było zimno, padał sztuczny śnieg, leciały kolędy i można było w nim kupić wszelkiego rodzaju choinki i ozdoby świąteczne - coś niesamowitego.
Miałyśmy nawet okazję być na koncercie, ponoć punkowego, zespołu austriackiego, gdzie Pani w różowych kozaczkach i blond irokezem śpiewała covery Pink. - full wypas, niestety nie pamiętam nazwy kapeli.. :D
No i widzałyśmy też skocznie narciarską.
A na pierwszym zdjęciu kolega Ben, u którego nocowałyśmy dwie noce. :D