photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 21 CZERWCA 2012

update

Zaczęły się praktyki. Swoją pańszczyznę na pogotowiu odrabiam w przybytku Bezwstydnego

Przepychu; oddalonego od mojej nory o całe 4 minuty powolnego spaceru . Ku mojemu

rozczarowaniu nie uało mi się jeszcze wsiąść do karetki ani helikoptera na co tak bardzo

liczyłam;). In the matter of fact nikt nawet mnie nie oheftał kolorowm bełtem; nie uraczył

widokiem zmiażdżonej kończyny czy skromnej choćby; bo kuchennej; rękojeści sterczącej z

piersi. Nie widziałam ani pół złamania; a wszystko co ciekawe na tym świecie zdaje się

trzymać z daleka od tego oddziału. Włóczę się więc jak potępiona dusza mając na szczęście

dla siebe miłe towarzystwo jedynej;prawdziwie fajnej osoby; którą poznałam  na tych

studiach. mam już za sobą  trzy dni tego skończonego lenistwa . Bilans zysków naukowo-

empirycznych zaczyna przekraczać linię zera. Niestety w przeciwnym od oczekiwanego

kierunku. Nie nauczyłam się niczego. Przynajmniej niczego medicine-related. Przyczyna?

Bardzo prozaiczna.
 Otóż nikt z pracujących na oddziale   nie ma pomysłu co z nami począć (a zaczyna się robić

coraz bardziej czarno od pałętających się tu studentów). Dlatego też wszyscy jak jeden mąż

obrali jedyną słuszną taktykę. Jakimś wewnętrznym; nieoficjalnym edyktem nasze istnienie

zostało zakwestionowane i od chwili; w której powierzono nam klucze ddo szatni studenckiej

przestaliśmy istnieć. Nasze prawa obywatelskie; i każde inne dotyczące ciał stałych dogmaty

fizyki; biologii; psychologi zostały anulowane.Dochodzi już nawet do tego; że Ci najpilniej

przestrzegający regulaminów potykają się o nas by ukazać to niesitnienie możliwie jak

najpełniej. Pierwszą więc- i bardzo przydatną lekcją- którą udało mi się opanować było

szybkie i sprawne uskakiwanie przed nadbiegającym personelem oddziału. Drugiej lekcji

nauczyli mnie Ci; którzy zadaje się opuścili kilka lekcji przekonywującej aktorszczyzny.

Ponieważ dla nich jesteśmy niczym brzydki; stunożny i nieprzyjemnie pachnący wyrzut

sumienia za każdym razem kiedy  ich spojrzenia skrzyżują się z naszym błagalnym; pełnym

desperacji wzrokiem; zmieniają błyskawicznie kierunek swojego marszu i wpadają w pierwsze

lepsze drzwi (choćby był za nimi brudownik) byleby tylko nie zatrzymało ich żadne pytanie z

naszej strony. Szczytem był ratownik; który napotkawszy nas na swojej drodze przyspieszył

kroku wlepił wzrok w sufit i zaczął gwizdać ile sił w młodych płuckach. Temat drugiej

lekcji: jak nie wpędzać w zakłopotanie- czyli o milczeniu słów kilka.
Z braku laku zwiedziłam cały teren kliniki i zapuściłam się nawet (przyodziana w fartuch)

na przyszpitalne; zalesione pagóry; na których poza kupą medycznych odpadów można było

podziwiać pozostałości betonowego kripi-bunkra.
Jedynym ciekawym wydarzeniem; które zasługuje na wzmiankę w tej notatce było poznanie Króla

Szpitala. Jesli wydaje Wam się; że to miano nosi któryś z pracowników administracji-bardzo

się mylicie.
Król to osoba bez której żadne miejsce obyć się nie może.  Każda z mniejszych i większych

instytucji może pochwalić się takim jednym; bardzo wyjątkowym człowiekiem; w którym zamyka

się Kompetencja Ostateczna.
Zapewne nie raz mijaliście ich na korytarzach waszych uczelni; urzędów; zakładów pracy

zupełnie nieświadomi doniosłości ich istnienia; a może nawet obecności.
 Królowie to ludzie; którzy (przede wszystkim we własnym mniemaniu...właściwie jedynie we

własnym mniemaniu)są  spoiwem; główną zasadą; fundamentem; filarem  miejsca ich

zatrudnienia. Bez nich cała organizacja pracy; wszystkie misterne siatki powiązań;

obowiązków i zależności wraz ze ścianami; które obejmują szczelnie te kunsztowne

mikrokosmosy; obróciłyby się w pył. Są więc Królowie Szkół (często woźni); Barów mlecznych;

Taborów Kolejowych. Królowie kutrów i wysypisk- dumni ze swoich niewielkich zadań.
Król mojego przybytku okazał się być wózkowym (czyli tym; który odwozi chorych nieboraków z

ratunkowego na oddziały). Szczupły i nadaktywny Król Kliniki  nie za bardzo cieszył się z

naszego; narzuconego mu; towarzystwa (ani z obecności niechlubnej świty w postaci

zapłakanych rodziców; którzy biegli za nim gubiąc łzy kiedy rozpędzał się na korytarzach z

ich poskręcaną na łóżku pociechą ). Prędkości jakie rozwijał  na czyściuchnej posadzce nie

przeszkadzały mu w nadzorowaniu jego wspaniałego królestwa. Pozdrawiał maluczkich; zwracał

uwagę nierobom; zaczepiał swoich sługusów (drąc się przez cały korytarz "EJ HEEENIOOO DAŁEŚ

ALDONIEE?...TO DOBRZE SPRAWA W TOKU") i biegł; biegł; biegł pchając przed sobą  łóżko z

jegopojękującą zawartością. A kiedy już dotarł z nami na docelowy oddział nie krył

oburzenia w poufałych i konfidencjonalnie szeptanch uwagach; które rzucał nam-

najpoślednieejszym z poślednich- w reakcji na brak czerwieni dywanu u swoich stóp i

ogólnego nieogarnięcia zaskoczonych jego przybyciem zastępów oddziałowej .małpował

złośliwie biedne pielęgniarki dając upust swemu rozjuszeniu kiedy te dziwowały się; że

smutno posapujące łoże stanie się za chwilę ich własnością. Gdy już wracałyśmy na dół

zapytał nas czy szkolimy się na "piguły" czy na coś jeszcze innego po czym; nie czekając na

odpowiedź; kiedy tylko drzwi windy przesunęły się cicho; rozwinął swoją zwykłą (zawrotną)

prędkość i zniknął. We mnie po tym krótkim spotkaniu pozostała silna pewność tego; że gdyby

nie On nic tutaj nie mogłoby się udać. Niech żyje więc nasz umiłowany;)
Kończę bo zrobiło się późno i przydługawo przy okazji. Wpadnę tu wkrótce o ile nie zginę z

nudów albo w jakiś jeszcze bardziej żałosny sposób. Wybaczcie zardzewiały

lekko język i trzymajcie się ciepło;)

 

 

zdjęcie z: http://dead-sweet-art.tumblr.com/post/21669929373/the-miserable-and-the-abandoned-by-mia-

jane

Komentarze

raven8 Zuz ma racje Oliczku. Nie zastanawiałaś się by napisać kiedyś Książkę ? Oliczku, Nie brakuje ci ani umiejętności ani wyobraźni... Może gdy już będziesz miała więcej czasu dla siebie, skrobnij coś własnego ;)
23/06/2012 14:28:35
zyzgul Nie mogę się nadziwić za każdym razem kiedy czytam Twoje notatki. Masz gigantyczny talent- skoro z nudnego chyba dnia- potrafisz napisać fragment arcy-ciekawej powieści- w której humor przeplata się z wnikliwą obserwacją, uszczypliwością, inteligentnymi sformułowaniami i bajeczną wyobraźnią......czytam o dniu praktyk, a czuję się jakbym czytała powieść Noblistki......Uśmiałam się przy okazji z kilku sformułowań, ale najbardziej poraża mnie Twoja swoboda stylu i błyskotliwość wypowiedzi....i zawsze mnie to zaskakuje choć czytam Twoje teksty od wielu lat.....Sorry, że odniosłam się do stylu, a nie do treści- ale nie dało rady inaczej- jesteś okrutnie uzdolniona :D Zastanawiam się kto jest królem na moim wydziale.....poszukam jej/go....bo wciąż pozostaje przede mną ukryty.....
22/06/2012 21:33:25
raven8 Heh... Oj tak U was Krol u mnie Krolowa ;) Pani sprzataczka ktora wszystko widziala i wszystko wie, ( z tym ze autentycznie wszyscy pracownicy szkoly przekazuja sobie przez te bidule informacje jakby byla dyktafonem :) ) Tacy ludzie maja takie miano, lecz czesto i gensto nie oni je sobie nadaja. Gdy czlowiek zauwaza ze nagle wszyscy, nawet ci ktorzy nie powinni, polegaja na tobie i przychodza do ciebie z kazda bzdura, najczesciej wykraczajaca poza twoje kompetencje, zadaje sobie czlowiek pytanie, ''Ciekawe co by zrobili gdy by mnie nie bylo''... I zapewne odpowiedz budoje w ich glowach ten witrazyk wlasnej niezbednosci w systemie, malego trybka w wielkiej machinie bez ktorego wszystko by sie syplo ;D
22/06/2012 21:02:07
Zarejestruj się teraz, aby skomentować wpis użytkownika drstwor.