Część czwarta.
Odeszliśmy stamtąd, a ja obejrzałam się, a z mych oczu ciekły łzy. Słyszałam tylko krzyk Mateusza, który zanosił się wściekłością. Weszliśm na plażę, gdzie przyjechały bryczki. Wsiedliśmy, a ja myślałam tylko o tym, co Mateusz mógł mi zrobić, gdyby nie Nataniel. Po kilku minutach byliśmy na miejscu. do jednego z domków wchodził właśnie Mateusz, a po jego minie oznać można było, zę jest wściekły. Wysiedliśmy z wozów i poszliśmy wszyscy do domków. Położyłam się do łóżka i przykryłam ciepłym kocem, a dziewczyny jeszcze szeptały do siebie. Patrzyłam w sufit i myślałam jak przebiegną dalsze dni wakacji, skoro Mateusz moze mi coś zrobić innego dnia. Zasnęłam.
Obudziłam się dość szybko, bo już o ósmej rano. Dziewczyny jeszcze chrapały, a ja wstałam i sięgnęłam po szampon i mydło. Poszłam do łazienki, wykonując szybki prysznic. Wyszłam i rozczesałam długie włosy, po czym wyciągnęłam suszarkę. Podłączyłam ją do kontaktu i zaczęłam suszyć długie włosy. Hałas, który wywołała suszarka, spowodował, że dziewczyny się obudziły. Wstały i szybko rzuciły się do łazienki. Wysuszyłam włosy i ubrałam krótkie spodenki ze zwykłego materiału i długą, zakrywającą tyłek, luźną bluzkę w kolorze czarnym z białym napisem : I love NY . Upięłam włosy w dwa długie warkocze i wyszłam, ruszając do stołówki. Weszłam do budynku, gdzie siedziała już większa część obozowiczów. Rozejrzałam się wokół i uchwyciłam wzrokiem Nataniela z dziewczyną, Davida i Mateusza, który patrzył na mnie dziwnie. Nie tak jakby chciał mi coś zrobić, inaczej. Usiadłam do wolnego stolika, a po kilku minutach usłyszałam za sobą kroki. Odwróciłam się, a tuż za mną stał Mateusz. W naszą stronę zerkał Natan, jakby w każsej chwili mógł wstać i rzucić się na Matiego.
- Jeżeli chcesz, przyjdź po śniadaniu do stajni. Spotkajmy się przy boksie białego konia. - wypowiedział - Jeżeli nie chcesz, nie zjawiaj się. - Dodał i wrócił do kolegów.Nataniel rzucał mu spojrzenie, które aż przerażało. Nie rozumiałam tego.
Przyłączyły się do mnie dziewczyny z mojego domku, które trafiły dokładnie w czas, więc miały szczęście. Roznieśli śniadanie. Na dużych tależach były stosy kanapek dla wszystkich. Każdy miał to, co chciał. Sięgnęłam po dwie kanapki z pomidorem i ogórkiem, a później po trzecią z szynką, serem i pomidorem. Zjadłam chleb, wypiłam ciepłą herbatę i pogadałam chwilę z dziewczynami. Zauważyłam kątem oka, że Mateusz wstaje i wychodzi, co uczyniłam też i ja. Ruszyłam do dużych drzwi budynku i wyszłam z jadalni. Kroczyłam ku stajni. Weszłam do budynku i usłyszałam rżenie koni. Spojrzałam na zegarek, była już dziesiąta. Rozległ się dzwonek i wszyscy zebrali się przed stajnią, więc i ja wyszłam do wszystkich. Przed drzwiami stała ciocia Ela.
- Witajcie. Wszyscy otrzymacie zaraz konie pod opiekę. Macie na tyle dobrze, że możecie wybrać sobie jakiego chcecie, więc ustawcie się w kolejce i każdy po kolei rozejrzy się w stajni i wybierze jednego. Zacznie Veronika - uśmiechnęła się do mnie. - Idź i wybierz jakiego chcesz.
Wróciłam do budynki i zaczęłam rozglądać się po każdym boksie. W jednym z rogów był spory boks, a w nim całkiem wysoki koń. Był rudy. Weszłam do niego i spojrzałam na ogiera z dołu do góry. Miał długą grzywę, cztery długie skarpetki za staw skokowy i cudowną latarnię na głowie. Uśmiechnęłam się. Wyszłam i przeczytałam informacje o nim na karteczce wiszącej na bramce. Miał na imię Nightshade Blever i był koniem holsztyńskim. Jego wzrost wynosił sto siedemdziesiąt osiem centymetrów w kłębie, a rodzice byli sportowcami w dziedzinie ujeżdżenia i skoków oraz wkkw. Ojciec ogiera, Bleverre XO, był mistrzem w skokach. Zajmował pierwsze miejsca niemal zawsze, a matka, Night Beauty TS, rozprawiała się z każdym innym koniem i czyniła rzeczy niesłychane na zawodach. Niemal zawsze była pierwsza, nieważne co czekało ją na parkurze. Nightshade miał zaledwie pięć lat, ale także potrafił wiele. Spojrzałam na drzwi stajni i kiwnęłam do cioci z uśmiechem, że już wybrałam konia, po czym do stajni wkroczyła kolejna osoba.
Gdy już wszyscy wybrali konie i stanęli przy ich boksach, ciocia głośno powiedziała :
- Oto wasi podopieczni, którzy czekają na jazdę. Zabierzcie się za ich czyszczenie i osiodłajcie. Pomogą wam stajenni pomocnicy.
Po swoich słowach opuściła budynek, a do mnie podszedł chłopak. Miał około dziewiętnaście lat i szczery uśmiech, którym obdarzył mnie na samym początku. Jego ciemne włosy okalające twarz, przykrywały z lekka błękitne niczym niebo oczy. Był ode mnie zdecydowanie wyższy.
- Cześć, jestem Oskar. Będę Twoim pomocnikiem. No i przede wszystkim nauczę Cię jeździć.
- Ja jestem Veronika - uśmiechnęłam się ciepło - miło mi - pogłaskałam konia po głowie, zakładając mu kantar.
- Wybrałaś świetnego konia, Veroniko. Nightshade Blever to jeden z najlepszych koni w stajni. Wiele Cię nauczy z moją pomocą.
- To świetnie. Cieszę się, że tak mówisz.
Wyprowadziłam konia przed boks, a chłopak podał mi jedną ze szczotek, a sam złapał inną. Zaczęliśmy wspólnie czyścić ogiera. Gdy skończyłam, chwyciłam za grzebień i rozczesałam długą grzywę Nightshade'a, a potem ogon. Oskar międzyczasie wyczyścił koniu kopyta. Ogier miał podkowy na czterech kopytach, które były czyste.
- Uporaliśmy się z czyszczeniem szybciej niż inni. Wygląda na to, że Ty pierwsza dosiądziesz konia. - Uśmiechnął się. - Pozostało nam go osiodłać.
Kiwnęłam głową i pogładziłam konia po muskularnej szyi.
- Mam dobry pomysł. Ty idź ubrać rzeczy jeździeckie, a ja osiodłam go i poczekam przed stajnią - powiedział.
- Ale ja nie mam nic do koni...
- Spkojnie, ciocia zadbała o to. Masz wszystko co potrzebne. W Twoim domku jest wszystko.
No dobra, to spoko. Mi tak pasuje. Wszystko już jest i nie muszę kaleczyć się w jeansach. Wyszłam ze stajni i pobiegłam szybko do domku, gdzie wciągnęłam szybko bryczesy w kratkę i sztyblety, a na nie czapsy skórzane. Spojrzałam w lustro. Wyglądałam tak jeździecko. Uśmiechnęłam się i wyszłam z domku. Spojrzałam na stajnię. Przed nią stał chłopak z koniem już gotowym dla mnie. Podeszłam do nich. Podał mi kask, który założyłam na głowę. W ręku trzymał długą lonżę.
- Damy radę - uśmiechnął się Oskar.
Wzięłam głęboki wdech i założyłam na głowę kask. Stanełam przy koniu, a chłopak wytłumaczył mi jak wsiąść. Włożyłam nogę w strzemię i złapałam się obiema rękami siodła. Jakimś cudem wciągnęłam się na wyskiego Nightshade'a i wyprostowałam się. W życiu siedziałam może trzy razy na koniu, ale to były kucyki. Chłopak wyregulował mi strzemiona i przypiął lonżę do wędzidła konia. Pokazał mi jak złapać wodze. Wszystko co powiedział, wykonałam. Siedziałam już jak prawdziwy jeździec.
Jak na razie to wszystko co miałam. Więc pozostawiam Was z częścią czwartą na jakiś czas, bo piątą muszę zacząć pisać. Myślę, że niedługo już ją opublikuję.