photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 30 LIPCA 2012

Część pierwsza.

Ta codzienność stawała się już tak nudna, że miałam ochotę stąd wyjechać. Moje miasto niby takie ciekawe, a jak przychodzi co do czego to tylko cisza, zero ciekawostek, normalnych, fajnych ludzi. Dosłowne zero. Mogłoby tak czasem chociaż coś się dziać, niekoniecznie coś dużego, ale coś takiego choćby w najmniejszym stopniu ciekawego. No niestety, zawsze to samo. Czyli nic.

Zbliżały się wakacje. Rodzice już wymyślili, gdzież to mnie wyślą. Byleby nie było mnie w domu, bo chcą bym "zwiedzała świat". A tak serio to chcą ode mnie podpocząć. Nie mam nazbyt ciekawie z nimi. Mają mnie tylko jedną, a i tak mają mnie dość. Praktycznie nie ma mnie w ich życiu. Jestem jakby niechcianym dzieckiem, nieplanowaną skazą ich życia. Z resztą i tak nie przepadam za ich obecnością, właściwie to prawie wcale ich nie ma. Jeżeli tylko mogą, wysyłają mnie gdzieś jak najdalej od domu. No cóż, nikt nie jest idealny, ale szczerze oni to przeginka.

Siedząc przy oknie tylko czekałam, aż wreszcie przyjedzie ojciec i wywiezie mnie z miasta nudy. Walizki miałam spakowane, wszystko było gotowe. W końcu dam rodzicom spokój, niech zajmą się sobą, a mi dadzą wolność na te dwa miesiące, w końcu. 

Pod dom podjechał szary passat, który metalicznie mienił się w słońcu. Zeszłam spokojnie na dół po schodach, opuszczając mój różowy pokój. Poszłam do kuchni, usiadłam na krześle przy stole i głęboko odetchnęłam.

- Tato już przyjechał - powiedziałam, gdy mama na mnie spojrzała.

- W takim razie pomogę Ci zanieść rzeczy do samochodu - ze sztucznym uśmiechem podeszła do mnie, łapiąc mnie za rękę - chodźmy - pociągnęła mnie w stronę drzwi na korytarz. 

- Poradzę sobie sama - zabrałam rękę do siebie i podeszłam do lustra. Ujrzałam w nim proste blond włosy, opadające aż do bioder, grzywkę okalającą me czoło, a tuż pod nią głęboko niebieskie oczy. Uśmiechnęłam się sama do siebie i poprawiłam fioletową bluzkę. Schyliłam się i założyłam na nogi czarne trampki. Białe spodenki, które miałam na sobie, zawsze przeszkadzały rodzicom, bo są za krótkie i odkrywają mi nogi. Nie lubili tego, choć tak bardziej nie lubili też mnie. 

Przewiesiłam przez ramię sporą torbę w barwach różu i szarości, a w ręce chwyciłam dwie duże czarne walizki, ciągnąc je przez korytarz. Opuściłam dom, kierując się do samochodu. 

- Witaj Veroniko, jak minął dzień? - powiedział tata, chowając moje walizki do bagażnika.

- Jak co dzień - powiedziałam ospale. - Chyba idealnie wiesz, jak mijają mi wszystkie nudne dni. W końcu znasz mnie już od piętnastu lat, a właściwie szesnastu, ale o tym nie wiesz. Zarówno Ty jak i mama - wsiadłam do samochodu, kończąc na tym przemowę. Patrząc w przednią szybę, zapięłam pas i włączyłam muzykę, wcześniej wkładając moją płytę do samochodowego odtwarzacza. 

Tata wsiadł do samochodu, nic nie mówiąc. Zatrzasnął drzwi, zapiął pas i ruszyliśmy. Niemalże całą drogę trwała cisza. Nic nie mówiłam, nie miałam zamiaru psuć sobie bardziej dnia na rozmowach z ojcem, który w końcu mógł mnie wyrzucić z domu na jakiś dłuższy czas. 

- Za dziesięć minut będziemy na miejscu - odezwał się w końcu tata. Spojrzałam w szybę. Widziałam tylko duże pola, lasy, żadnych zabudowań. Może jedynie pojedyncze gospodarstwa były widocznie. Wywiózł mnie na wieś! Świetnie, jeszcze większa nuda niż w mieście.

- Gdzie w ogóle jedziemy? - Zapytałam, bo nie wiedziałam nawet co z matką zaplanowali.

- Jedziesz na obóz, właściwie to obóz u Twojej własnej cioci, która ma gospodarstwo. Co roku, na lato robi tutaj różne takie rzeczy. Poznasz ją. Będą tutaj też inne dzieciaki, będzie ich sporo. 

- Czyli mam rozumieć, że będę z jakimiś dziesięciolatkami tutaj?! - gorączkowo uniosłam ton.

- Nie. Ciocia Ela robi tylko obozy dla osób od piętnastu do osiemnastu lat, więc będziesz miała osoby na Twoim poziomie wiekowym.

- Świetnie... I powiedz mi jeszcze, że niewiadomo co będę musiała tu robić?

- Nie wiem. Ciocia wszystko opowie na dzisiejszym ognisku. - Dojechaliśmy. Na bramie widnał szyld z napisem " Witajcie w Ella Morta ". Wjechaliśmy w podwórze, a wokół niego były różne budynki. Na samym środku było miejsce do ognisk. Bałam sie już co będzie trzeba tu robić. Zatrzymaliśmy się, wysiadłam niechętnie. Po podwórku spacerowało już kilka osób, którzy pewnie są obozowiczami.  - Twój domek jest z numerem siedem. 

- Yhymm - wymamrotałam i podeszłam do bagażnika. Wyjęłam torbę, a tata wziął walizki. Ruszyliśmy do domku. 

Nie odzywałam się w ogóle, nie miałam zamiaru. Wystarczyło mi to, że tata wywiózł mnie do jakiegoś cholernie nudnego miejsca. Nawet jeżeli nie było mnie tu nigdy, wiedziałam, że już wolę wracać. 

Weszliśmy do domku. W środku było pięć łóżek. Jedno było wolne, a cała reszta była już zażucona torbami, ciuchami i innymi rzeczami. Podeszłam do tego pod ścianą, które widocznie pozostało dla mnie. Położyłam na nim torbę, a walizki ojciec pozostawił przy nim. 

- Miłych wakacji - powiedział i zaczął kierować się do wyjścia. Wywróciłam oczami i usiadłam na łóżku. Do domku wparowały cztery dziewczyny, pewnie one będą ze mną mieszkać. Śmiejąc się, zauważyły, ze jestem tu. Podeszły.

- Cześć! Jestem Natalia - wyciągnęła w moją strone rękę ciemnowłosa dziewczyna.

- Ja jestem Julia - powiedziała wysoka brązowowłosa.

- Mi na imię Ala, a jej Ola - uświadomiła mi czarnowłosa, niższa ode mnie dziewczyna - jesteśmy bliźniaczkami, jak widać, ale idzie nas latwo rozróżnić. 

- Miło mi, ja jestem Veronika - uśmiechnęłam się, witając sie po kolei z wszystkimi dziewczynami.

- Chodź z nami na dwór, poznamy innych obozowiczów - powiedziała Julia.

- Właściwie nie mam ochoty. Chcę najpierw się rozpakować. Może później. - Słabo się uśmiechnęłam, otwierając torbę.

- No dobrze, gdy będziesz chciała do nas dołączyć to dawaj śmiało - odwróciły się i wyszły z domku. Wydawały się całkiem sympatyczne, może będzie tutaj lepiej, niż mi się wydaje.