"Nagle przy aucie pojawił się jeden z gitarzystów zespołu Wojtek. Smukły dość wysoki mężczyzna, ale sprawiał wrażenie zalęknionego. Maciej za punkt honoru obrał sobie, że zdobędzie autograf dla Anki i ruszył w jego kierunku dzierżąc w jednej ręce najnowsza płytę Universe, a drugiej długopis. Ania skierowała się ostrożnie za nim obserwując co się będzie działo. Dopadł zaskoczonego muzyka, który bez mrugnięcia okiem złożył podpis. Mieli już wycofać się z zaplecza, gdy zajechał jakiś samochód. Ania tylko zauważyła siedzącą z przodu kobietę, blondynkę w okularach o czarującym uśmiechu i niezwykle ciepłym wyrazie twarzy. Domyśliła się, że to pani Beatka.
Auto zawróciło i na chwile stanęło tuż obok Anki, a wtedy zobaczyła kierowcę i wstrzymała na chwilę oddech. To był Henryk Czich. Lider i współzałożyciel zespołu i to pół metra od niej. Dotychczas tylko widziała go na zdjęciach i sporadycznie w telewizji, a teraz stał oddalony od niej tylko pół metra, uśmiechał się i powiedział:
- Dzień dobry.
Była tak bardzo zaskoczona, że nie pamięta, czy w ogóle coś odpowiedziała w tym momencie. Nogi ugięły się , dłonie drżały. Nie potrafiła tego opanować. Gdy wtem samochód ruszył i zaparkował kilka metrów dalej. Oboje wysiedli. Pani Beatka poprosiła Ankę i Macieja, aby pomogli jej wypakować akcesoria dotyczące zespołu i przenieść do obiektu. Ania skinęła głową na znak, że zrozumiała, ale nie spuszczała wzroku z pana Henryka i gdy tylko stanął na tyle blisko, że mogła się na nim uwiesić, zrobiła to. Działała bardzo spontanicznie, ale nic się w tej chwili nie liczyło, myślała tylko, że nie będzie miała więcej takiej okazji. I znów wzruszyła się, łzy same cisnęły jej się do oczu. Nie zważając, na skrupulatnie zrobiony makijaż oddawała się tej chwili. Wydusiła tylko te słowa:
- Dwadzieścia lat słucham was, a teraz jestem tu z wami. To dla mnie olbrzymie przeżycie.
Tyle chciała powiedzieć, o tyle rzeczy się zapytać, ale zdenerwowanie odjęło jej odwagę i zatarło wszystkie myśli. Serce waliło w piersi jak oszalałe i nie chciało się zatrzymać. Nie miała w ogóle władzy nad swym ciałem. A on? Był mocno zaskoczony i obrzydliwie skromny. Tak jakby chciał powiedzieć: Ale dlaczego? Jestem normalnym człowiekiem, jak wszyscy. Z tej euforii wyciągnęła ją pani Beatka, która właśnie podała Maciejowi torbę wypełniona płytami, a Ani jakieś zawiniątko. Ruszyli wszyscy w stronę obiektu, a tam na widowni siedziała reszta zespołu.
- Nie, no nie mogę uwierzyć - szepnęła Anka do Macieja."
To urywek z mojej książki, którą piszę. Wydał mi sie najbardziej odpowiedni, bo oddaje to, co wtedy czułam. Na zdjęciu Henryk Czich i ja. Pozdrawiam!!!
C.D.N.