Dzisiaj w nocy nie za bardzo mogłam zasnąć i trochę nad paroma rzeczami myślałam.
Zastanawiałam się, jaki jest sens zaczynania czegoś, jeśli się w to głęboko nie wierzy? Po co jest oszukiwanie siebie? Żeby było lepiej? Przecież to tymczasowy słodki lek. Później jest tylko gorzka piguła, którą ciężko przełknąć.
Opowiedziałam mojej koleżance o planach moich na przyszłość. Stwierdziła, że na pewno nam się nie uda, bo jesteśmy jeszcze dziećmi i nic nie rozumiemy. Oczywiśćie zapytałam, dlaczego tak sądzi, a ona na to, że nie dogadamy się. I nasuwa się takie automatyczne "K...! Ale przecież, sztuką nie jest zakończenie czegoś, gdy nie można się dogadać. Sztuką jest rozwiązanie tego porblemu, pójście na kompromis!". Nie rozumiem trochę takiego toku myślenia. Skoro ktoś nie umie się dogadać, to chyba świadczy o tym, że to TA osoba nie dorosła do pewnych spraw, czyż nie? A nawet jeśli postąpiła głupio, należy powiedzieć to głupie "Przepraszam".
"Wszystko co kiedykolwiek zostawiłeś
Trafi do Ciebie z powrotem, zobaczysz
Wbiłeś mi nóż w plecy
Przyjaciele tak nie postępują "
Miłego dnia.