Tak, jest ciężko. Fizycznie, emocjonalnie. Cały ciężar życia spada mi na barki.
Mimo to nadal idę, kroczek po kroczku. Wątłym uśmiechem kryję ból. Niektórzy dotrzymują mi kroku, inni zostają w tyle, a jeszcze inni stoją przede mną śmiejąc się z mojej walki o każdy krok do przodu.
Zmęczona, rozbita, z poczuciem beznadziei.
Znowu przestaje boleć. Nie jestem tylko pewna czy ten ból wyłączam czy zaczynam lubić...
Ludzie ranią. Nawet, kiedy odchodzą...
Jestem człowiekiem małej wiary. Nie wierzę w siebie, nie wierzę w ludzi.
Nienawiści do nich nie muszę podsycać, sami świetnie to robią.