Nie mogę zasnąć. Znowu. Boję się, że kolejny raz sen będzie zły.
Że znowu poczuję ból i paraliżujący strach, który jest tylko w mojej głowie, wyobraźni.
Że moje lęki znajdą ujście.
Że znowu będę płakać przez sen albo swoim nieprzytomnym krzykiem i usilnymi próbami złapania oddechu jak ryba wyrzucona na brzeg, obudzę innych.
Z jednej strony nie chcę spać, robię wszystko żeby nie zasnąć, ale z drugiej strony chcę tego, bo moje myśli są coraz bardziej natrętne... Naiwnie chowam się przed nimi pod kołdrą, ale nic tym nie uzyskuję. Nawet ciepła nie czuję. Jest mi tak zimno... tak pusto. Emocjonalnie. Myślę o uczuciach, mam je w głowie, w tym kłębku, z którego już nic nie rozumiem. Ale nie mam ich w sercu. Nie wiem nawet gdzie ich szukać... Jestem jakby za szybą. Ale nie taką zwykłą, szklaną. Nie. Ta moja odgradza mnie od ciepła, uczuć, dźwięków nawet. Mogę tylko obserwować, nie mając na nic wpływu i nic nie wpływa na mnie. W zasadzie mogłabym się czuć tu bezpieczna, ale przecież nie czuję nic. Jestem tak przeraźliwie obojętna. Nawet chuchnąć na tą szybę nie mogę, bo mój oddech nie jest ciepły, może nawet nie istnieje... Może żadna szyba nie stoi na mojej drodze, może to po prostu ja jestem przezroczysta, zanikam wraz z moimi uczuciami? Rozmywam się pośród innych, wtapiam się w nich, chcę zniknąć, przestać istnieć. Nie widzę wyraźnego nawet powodu, dla którego miałabym nadal być, nadal walczyć, szukać siebie w tym wszystkim... Po co? Dla innych? Po co?
A jutro? Jutro i tak spotkamy się, spędzimy trochę czasu razem i jak zwykle udam, że wszystko jest w porządku, bo przecież nic mi właściwie nie jest, a Ty nawet nie zauważysz, że zanikam... Dopiero wieczorem przeczytasz jedną z wielu nitek w tym kłębku myśli, którą ośmieliłam się do Ciebie napisać... ale to i tak niczego nie zmieni, nigdy nie zmienia.