Nigdy się kurna nie nauczę na niej grać...
Pierwszy dzień po spływie, ogólnie było bardzo w porządku. Dużo śmiechu trochę adrenaliny, długie rozmowy na ważne i mniej ważne tematy. Wyjazd będę wspominał pozytywnie, mimo wszystko. Czekam na następny wypad, może być to kolejna rzeka, ale jeziorkiem i plażą nie pogardzę.
Ale znów nastały te monotonne wakacyjne dni. Niby wszystko jest pysznie, chociaż człowiek myśli w jaki sposób podchodzić do niektórych spraw, związanych z nim samym, albo z osobami z jego otoczenia. Staram sobie wszystko poukładać, ale to nie zawsze wychodzi. Muszę znaleźć jakąś drogę, której będę się trzymał, albo pozostanę na tej, którą idę, chociaż nie uważam, że jest to najwyższej jakości autostrada, ale w sumie ważne, że jest przejezdna. Mam wokół siebie osoby, którym ufam i za wszelką cenę będę starał się ich nigdy nie stracić. Ale prawdą są słowa, że "człowiek musi spróbować różnych kuchni".
Lubię ten codzienny "schemat". Wstaję o 11, albo w ogólne na obiad, włączam komputer, sprawdzam swoje śmieci w "chasioku", idę na obchód z Wojtasem, wracam do domu, jem coś, potem idę do Oluś, wracam o 23, jeszcze raz sprawdzam swoje śmieci i kładę się spać. Tak jest zawsze z dnia na dzień, kiedy nie mamy jakiś innych ciekawszych planów.
To tyle jak na dziś ; )
The End
Coma - Sto tysięcy jednakowych miast