Póznym wieczorem doszli do grobli. Nie była tak okazała i szeroko, jak Pólnocna Grobla, główne wejscie do miasta, lecz ciagle imponujaca. Dłogosci prawie siedmuset metrów. W szesz była odpowiednio dopasowana by bez trudu wymineły sie dwa załadowane wozy. Zbudowana z czarnego, dokładnie ciosanego kamienia. Co sto metrów znajdowały sie wiezyczki straznicze.
- Czy tu aby nie powinno byc strazników? - spytał Orik.
Lecz nie otrzymał odpowiedzi. W kazdej wiezy palil sie ogarek, zbyt mały, by mogł dawac swiatło przez wiecej niz jedna noc.
- Cos tu jest nie tak przyjaciele. - powiedział Wędrowiec coraz niepewniej idac ku bramie.
Nim staneli przed drewnianym, obitym kutym zelazem mostem zwodzonym, ten zaczał z wolna opadac. Stalowa brona uniosła się. Przed nimi pojawił sie oddział zbrojnych. Za nimi, jak wyczarowani pojawili sie zwiadowcy.
- Złozcie bron! - krzyknał straznik - Nie chcemy tu orkowych szpiegów!
- Nie jestesmy spiegami...
- Jeszcze sie o tym przekonamy. A teraz milczec! Wasza bron!
Orik i Wędrowiec odłozyli swoje uzbrojenie.
- Ty tez panienko! Odłóz kostur.
Gdy tylko odłozyła laske zostali pochwyceni, zwiazani, a na głowy zarzucono im grube parciane worki. Nagle Wędrowiec poczuł uderzenie w głowe...
- Ocnkałes sie? Wreszcie.
- Mari-Sol? Gdzie jestesmy?
- Rozejrzyj sie.
Lezał na grubej warstwie mokrej, przegniłej słomy. Przed jego twarza przebiegł olbrzymi szczur, przy ciezkich, metalowych kratach zatrzymał sie, odwrocił paskudny, umazany od krwii łep i zaszał weszyc. Wędrowiec wstał. Wciaz czuł sie słabo, nogi mu drzały, był obolały. Przenikliwy chłód panował w całych lochach. Rozejrzał sie dookoła.
Czuł smród rozładajacego sie truchła pomieszany z odorem gnijacej słomy. Mokre, zaplesniałe i zamechacone sciany były oslizłe o brudne. Jedyna prycza ze spruchniałych dech przywieszona była łancuchami do sciany.
- Gdzie jest Orik?
- Zabrali go chwile przed Twoim przebudzeniem. Prawdopodobnie na przesłuchanie.
W głebi korytarza otworzyły sie drzwi. Narastał odgłos kroków. Przed krata stanał straznik, ktorych ich pojmał.
- Nazywam sie Glen. Jestem dowódca strazy miejskiej w Dolnych Kregach Rendoval. A jak brzmi Twoje imie panienko?
- Nie nazywaj mnie tak prostaku! - krzykneła - Nazywam sie Mari-Sol i jestem Magiem Ognia! Odrobine szacunku!
Straznik zasmiał sie i spojrzał na mezczyzne.
- A Twoje imie?
- Imiona sa ładne, ale bezuzyteczne. - powiedział - Mozesz zwac mnie Wędrowcem.
- Niech tak bedzie, Wędrowcze. - rzekł z ironia Glen - Wasz druh, ktory zwie sie Orik, własnie jest przesłuchiwany. Potrwa to pare chwil, a potem wasza kolej!
- Chce sie widziec z Królem!
- Z Królem?! Król nie wie co dzieje sie poza jego Szara Wieza, a Ty chcesz sie z nim widziec?!
Chyba sobie ze mnie kpisz złodzieju!
- W takim razie poinformuj Thora, ze przybył Wędrowiec!
- Jesli przezyjesz przesłuchanie, sam mu to powiesz. - i wybychnał smiechem.
Odszedł, a jego stalowe buty rozbrzmiewaly metalicznym echem. Dzwiek zasuwy i znowu nastała cisza.
- Cholerna straz miejska! - oburzyła sie Mari-Sol.
- Nie przejmuj sie nimi. To banda nieudaczników dowodzona przez...
Otwarły sie drzwi, cos uderzyło o posadzke. Stekniecie. Uderzenie. Kroki. Przed krata upadl Orik. Jeden ze strazników otworzył krate i wrzucił Orika do srodka.
- Twoja kolej Wędrowcze. Wyłaz!
Glen złapał go za rekaw i pociagnał z całej siły rozrywajac materiał. Na przedramieniu Wędrowca znajdowały sie wytatuowane runy. Obaj straznicy zbledli ze strachu.
- Przepraszamy, Panie. Nie wiedzielismy...
- Milczcie obaj! Wypuscicie teraz mnie i moich towarzyszy i oddacie nam nasz ekwipunek!
- Tak jest Panie!
Glen odbiegł i szybko wrocił z wielkim worem.
- Wasze rzeczy. Prosimy o wybaczenie. Gdybysmy wiedzieli...
- Gdybyscie wiedzieli co? Ze byłem Czarnym Straznikiem?
Zapanowała długa cisza.
- Panie, Ty i twoi towarzysze mozecie zaczekac w straznicy. Posle o Thora.
Rozsiedli sie wygodnie na łozach strazy. Wielki kominek dawal wiele ciepła, wiesz wszyscy szybko zapomnieli o zimnie lochów. W milczeniu spozywali posiłek podany przez jednego ze strazników miejskich.
- Jajecznica z jaj kirr, piwo i swiezy chleb. - wymamrotał Orik - Wlasnie tego było mi trzeba.
Siedział skulony. Miał zabandazowany brzuch i lniany opatrunek na rece.
Gdy konczyli jesc do straznicy wszedł Thor. Wędrowiec wstał i ukłonił sie. Pozostała dwójka chciała zrobic to samo, lecz zastepca króla reka poczynił reka gest zeby siedzieli.
Thor był niewysokim, podstarzałym czlowiekiem. Siwe włosy, splecione w warkocze, załozone były za jego uszy. Brazowe, bystre oczy patrzyły na Wędrowca z ciekawoscia. Mimo swojego wieku nadal był bardzo dobrze zbudowany.
- Wiec wiadomosc dotarła? Gdzie oddział paladynów ktorych po ciebie posłałem?
- Przykro mi Thorze, wszyscy nie zyja. Zostali napadniecie przez orków w Puszczy Cienia.
- Wiec jakim cudem...
- Znalezlismy przy nich to. - podal mu list - Czemu Arik kazał mnie tu sprowadzic? Co tu sie do ciezkiej cholery dzieje? Wiecie o tym ze Kern stoi w ogniu, a na urwisku leza trupy waszych zołnierzy i chlopów?
- Nie wszystko na raz przyjacielu. To nie Król Arik kazał Cie sprowadzic tylko ja...
- I wszystkich gosci wtracacie do lochów?! - spytała zbulwersowana Mari-Sol.
- To wina tych leni ze strazy miejskiej. Nie odroznaja podróznika od szpiega.
- Wiec po co mnie tu sciagnałes?
- Opowiem wam wszystko rankiem. Teraz chodzcie za mna, zaprowadze was do komnat w trzecim kregu. Po sniadaniu polece, by Arnea przyprowadziła was do Wieży. Mamy wiele spraw do omówienia.
Wyprowadził ich ze straznicy. Szli wybrukowana ulica biegnaca ciagle w góre. Po drodze mijali drewniane domy wiesniaków. Oddalali sie szybko od czarnych murów pierwszego kregu. Gdy doszli do bramy dzielacej kregi Mari-Sol zauwazyła ze kolor muru jest jasniejszy. W drugim kregu oprocz drewnianych chat, znajdowaly sie takze solidniejsze, zbudowane na kamiennych fundamentach. Szli prosta uliczka dochodzac do kolejnego, znów szarego, lecz w jasniejszej tonacji muru. Brama miedzy kregami była widocznie podniszczona, lecz wokoł stały rusztowania a niedaleko nich stróz. W trzecim kregu budynki były wyzsze. Miały partery zbudowane z czerwonych cegieł, pietra zas, wykonane były z wysokiej jakosci drewna. Weszli do wielkiej dwupietrowej karczmy.
- Flyn. - powiedział uprzejmie Thor - To sa Twoi goscie i maja dostac wszystkiego, czego zarzadaja. Osobne pokoje i czyste posłania! Rankiem po sniadaniu przyjdzie po nich Arnea i zapłaci za wszystko.
- Dziekuje Panie. - odpowiedział tak samo uprzejmie karczmarz Flyn.