- Witajcie podróznicy. Nazywam sie Flyn, a ta skromna karczma nalezy do mnie. - rozgadał sie karczmarz - Widac jestescie po ciezkim wieczorze. To was pewnie schwytała straz miejska wieczorem? Te nieroby kazdego podroznika ostatnimi czasy uwazaja ze szpiega orków. A co sie tyczy Glena, jest głupi jak trzewik. Ale coz ze mnie za papla, wybaczcie. Zaprowadze was teraz do waszych pokojów, Ann, moja zona pewnie juz je przygotowała. Za pare chwil parobek przyniesie wam ciepła wode do kapieli. A no! Prawie bym zapomniał, za dwie godziny moja małzonka przygotuje wam przepyszne jedzenie.
- Dziekujemy Ci karczmarzu z całego serca. - odpowiedziała Mari-Sol.
Orik otrzymał pokoj przy samych schodach. Otworzył jasne swierkowe drzwi. W przestronnej izbie znajdowało sie wygodne łoze, metalowa wanna, stolik oraz cztery krzesła. Na scianach znajdowały sie rozne trofea mysliwskie. Wielki łeb dzika wisiał majestatycznie nad łozem, a poroze jelenia nad drzwiami. Wędrowiec i Mari-Sol dostali pokoje w głebi korytarza, obok siebie. W tych izbach urzadzonych bardzo podobnie do izby Orika rowniez na scianach wisłay rozne łby i poroza, na podłodze ułozone były zwierzece skory.
Nasi bohaterowie zajeli sie na chwile soba. Orik w swoim pokoju zdjał brudne ubranie i wydobył nowe z wielkiej skrzyni przy łozu czyste i pachnace. Spojrzał przez okno na główna ulice, i przez chwile wydawało mi sie, ze zauwazył wielki cien, lecz nie widział nikogo, kto mogłby go rzucac. Przetarł oczy, spojrzal jeszcze raz. Cien zniknał. Wział z półki ksiazke, połozył sie i zaczał czytac w oczekiwaniu na parobka.
Wędrowiec wlasnie sie rozpakowywał, gdy ktos zapukał do drzwi jego pokoju.
- Szybko sie tu uwijaja. - powiedział sam do siebie i poszedł otworzyc.
Po otwarciu drzwi nie wierzył własnym oczom. W progu stała Mari-Sol w białej, lsniacej sukni.
- Nie zaprosisz mnie? - spytała niewinnie
- Alez oczywiscie, wejdz.
- Pomyslałam, ze skoro jestesmy sam na sam, moze... opowiedział bys mi wiecej o sobie. Jestes bardzo interesujacym człowiekiem.
- Bardzo chetnie, rozgosc sie.
Zamkneła za soba swierkowe drzwi. Zatrzasneła zasuwe. Podeszła do łozka. Usiadła a potem połozyła sie i wyciagneła sie na nim.
- Twoje jest wygodniejsze. - powiedziała z usmiechem.
Nalał czerwonego wina z karafki do kryształowych kieliszków. Podszedł do niej i podajac usmiechnał sie.
- Wiesz... - rozpoczał niepewnie - Jestes dla mnie kims wyjatkowym... Jestes dla mnie bardzo wazna... Jestes...
- Wiem. - przerwała mu i wstała - Wiem, bo Ty tez jestes dla mnie wyjatkowy. Od kiedy zobaczyłam Cie tam na tym dębie...
Nie pozwolił jej dokonczyc. Wpił sie jak wampir w jej usta i zaczał całowac. Odgarnał brazowe włosy z jej szyi. Odwzajemniła jego pocalunek. Odpinała powoli guziki jego koszuli i sciagneła ja. Popchneła go na łozko. Upadł na plecy. Zsuneła ramiaczka swojej sukni, ta zeslizneła sie po jej gładkim ciele. Została naga. Połozyła sie na nim. Piersiami otarła sie o jego policzki. Przytuliła sie do niego mocno.
Byli zajeci sami soba, nie slyszeli nawet nawet pukania parobka.
- Mari-Sol?
- Hmm? - spojrzała w jego niebieskie oczy.
- Kocham Cie.
- Ja Ciebie tez.
Obudzili sie rankiem. Usmiechneła sie do niego. Pocałowala w policzek.
- Dziekuje. - szepneła do jego ucha.
- Sniadanie! - Zza drzwi dobiegl głos Orika.
Ubrali sie i poszli zjesc. Usiedli przy stole razem z Orikiem.
- Załujcie ze nie jedliscie w nocy pieczonego dzika! - powiedział z zachwytem - Palce lizac.
Ann, zona karczmarza gotowała naprawde dobrze. Własnie konczyli jesc pasztet z zajaca, gdy w drzwiach pojawił sie wysoki rycerz w czarnej zbroi. Zdjał czarny hełm przyozdobiony kruczymi piorami. Okazało sie ze jest to kobieta. Jej długie blond włosy opadły swobodnie na jej ramiona. Podeszła do barku, zapłaciła karczmarzowi, po czym ukłoniła sie głeboko.
- Nazywam sie...
- Arnea! - wykrzyknał Orik.
- Tak. We własnej osobie. Dowódczyni Czarnej Strazy. - dodała - Wędrowcze, mam nadzieje ze wypoczeliscie. Zastepca Krola, Thor rozkazal przyprowadzic wasza trojke do komnat rady. Zabierzcie swoje rzeczy. Spotkamy sie za dwadziescia minut przed karczma.
- Chyba wpadłes jej w oko. - powiedział Wędrowiec zawiadiackim tonem. - Przez caly czas patrzyła na Ciebie.
- Ona mi tez. - odpowiedział Orik i zarumienił sie.
- Powodzenia w szukaniu szczescia, ja swoje juz znalazłem.
Spakowali sie szybko, wychodzac podziekowali Flynowi i Ann za goscine oraz jedzenie.
- No nareszcie! - powiedziała Arnea - Juz sie bałam ze trzeba was bedzie pogonic.
Przeszli przez prawie biała brame do czwartego kregu miasta. Budynki mieszkalne równiez były zbudowane z prawie białego kamienia. Mineli wielka stajnie i zbrojownie. Na uboczu znajdowal sie warsztat kowalski i płatnerski. Ludzie na ulicach, odziani w drogie szaty bacznie sie im przygladali. Mineli kolejna, tym razem biała jak snieg brame. Przy wysokim murze zbudowane z tego samego snieznego kamienia budynki miały trzy kondygnacje. Jedna przy drugiej okrazaly wewnetrzny plac porosniety trawa i małymi drzewkami. Miedzy nimi znajdowały sie stare posagi. W samym centrum miasta znajdowala sie wieza. Szary Kieł.
- Jestesmy na miejscu. - oznajmiła Arnea
- Wiem. - odrzekł Wędrowiec.