Oglądałem dzisiaj film 'Piętno (The Human Stain)' - muszę przyznać, że nawet niezły, dojrzały - właśnie na taki miałem dzisiaj ochotę, nie wiem dlaczego. Teraz chodzi za mną muzyka z tego filmu.
Ale nie o tym, to tylko mi nastrój zrobiło.
Chciałem napisać o moich chęciach oderwania się od mojego życia i poczynienia wieelkich zmian. Taak. Wyjechać, zacząć nowe życie, poznać nowych ludzi i nowe środowisko. Rzucić to całe 'nic' i w końcu zacząć robić coś, co nakręcało by mój budzik do codziennego wstawania.
Ale stając obok siebie.. i patrząc na swoje myśli, dochodzę jednak do wniosku, że nie stać mnie na to, za duży krok, za mała odwaga, duże ryzyko. Tak to już jest, skazany na siebie.
Hmm, jednak turla się gdzieś tam w mojej głowie nadzieja, że może kiedyś dostane motywującego kopa od życia do zmian..
Na razie mam życie.. którego resztki zabija we mnie jej piękno, a raczej myśl, że nie mogę go zatrzymać dla siebie i zamknąć w szufladzie na klucz. Gdybym je miał... mm, wieczorem szufladkę bym odmykał, wpatrywał się w to piękno, uśmiechał, słuchał relaksującej muzyki, popijał Daniel'sa z CocaColą w akompaniamencie cytryny i dwóch kostek lodu.. i rozpływał w fotelu.
Nie wiem.. dlaczego istnieją rzeczy, o których w gruncie przeciętny człowiek tylko marzy? Ta pozorna bliskość, na wyciągnięcie ręki, a bardziej jednak dalekość, nieosiągalność jeszcze bardziej mnie wkurza i motywuje by rzucić to wszystko w cholerę.
Świat jest tak wielki, tyle możliwości, górzyste rejony Ameryki, Kanady, jeziora, życie tamtejszych ludzi, fajna praca, osoba z którą wieczorem posiedzisz w bujanym fotelu a rano wypijesz kawę..
wyjechać, spróbować. Odwagi brak.
Tylko zdjęcie, i dręcząca myśl: piękne, ale nigdy dla Ciebie, wracaj do codzienności.
Przy moim nastroju polecam album 'Bladerunner' Vangelis'a.