Uroczyste świąteczne śniadanie planowo miało zacząć się o 10 .Zważywszy na fakt,że poszłam spać 5 godzin wcześniej ,postanowiłam że na nie,nie zejdę . Jednak brutalnie wyrwano mnie ze świata snów i marzeń ,sprowadzając do rzeczywistości . Zrobiła to mama szarpiąc drzwi w sposób w jaki tylko ona potrafi . Moje serce w tym momencie spowalnia, tempo wzrasta wraz z rozbudowanym procesem otworzenia powiek . Zeszłam .
Dlaczego ,siedząc w piżamie z nieładem na głowie ,wśród pięknie przyodzianych ludzi,nie czułam się dziwnie ? Pewnie dlatego ,że byli mi na tyle' bliscy' ,żeby znać moje stanowisko w tej sprawie. Całe śniadanie,myślałam nad tym jak bardzo żałuję,że nie pamiętam co mi się śniło . Trapiło mnie to na tyle bardzo ,żeby znów położyć się do łóżka i spróbować zasnąć. Mam !
Tym razem,wszystko zapamiętałam doskonale ! Śniło mi się ,że przyjaźniłam się ze wszystkimi żywiołami . Pan ogień pewnego razu postanowił się zbuntować i wziął się do spalania lasu ,w którym akurat zupełnym przypadkiem byłam z moimi znajomymi na biwaku. Nie wchodziłam z nim w zbędne konwersację , nie przyjęłam też altruistycznej postawy ratowania całego lasu . Po prostu zabrałam swoich przyjaciół i uciekłam jak najdalej od niebezpieczeństwa . Nie wykazałam się heroizmem ,tylko dlatego ,że uratowałam kilka osób , to wszystko było następstwem egoistycznej myśli,jakby mi było na świecie bez nich.
Nijak .
Nie pamiętam ,jak się skończył sen . Wiem tylko,że obudziłam się z refleksją ,iż ludzie potrzebują się wzajemnie,nie tylko po to by przetrwać , potrzebują się przede wszystkim ,aby świadomość,że żyją miała jakikolwiek sens...