W świetle lamp i fleszy była piękna. Nad jej wizerunkiem pracował sztab ludzi. Styliści... fryzjerzy... kosmetyczki... Jak na sławę światowego i nie tylko, jak wielu sądziło, formatu przystało.
Nie mogło jej zabraknąć na żadnym bankiecie. Czy to rozdanie nagród filmowych czy kampania promująca walkę z rakiem.
Nie pozawalała zapomnieć o sobie światu.
Świat nie chciał zapomnieć o niej.
Dla wszystkich ludzi była ideałem, który nie może upaść. Świeciła wzorem elegancji dla wszystkich kobiet.
Uśmiechała się zawsze. Wszyscy przekonani byli, że taka własnie jest.
Strojna, wesoła, kolorowa, zawsze w centrum uwagi.
Jednak na Jej pięknym i nieskazitelnym wizerunku ideału była skaza. Tak Ona sama nazywała, swoją samotność, którą była dla Niej ciężarem, spod którego niełatwo było wydostać zmiażdżoną `nogę`.
Gdy flesze przestały rozbłyskiwać dookoła, gdy kurtyna opadała, styliści i cała reszta osób nad nią pracujących wracała do rzeczywistego świata, Ona zostawała sama.
Zakładała stare, podarte już, jeansy i dużo za dużą czarną bluzę z kapturem. Wsiadała do taksówki i cichym, stłumionym głosem, prosila, by zawieźć ją do szpitala.
Tam, przy łóżku chorego Ojca, spędzała długie godziny, potem wracała do pustego mieszkania, które było dla Niej obce, bo jego duszę zabrał ze sobą Jej ukochany Ojciec.
Skaza ? To 21.10.2008r. Wtedy to, jej Ojciec, odszedł, a gorycz coaz bardziej rozlewała sie po Jej organiźmie.
Została z tym sama, bo, jak uważała, nie potrzebowała współczucia, a tym bardziej pomocy.