Stał w kałuży krwi. W lewej ręce trzymał serce leżącego przy jego nogach Obcego Mężczyzny. Właściwie nie znał go, ale to On, Pan X był sprawcą tego, że krew Obcego ściekała po ścianach. Żyły krzyżowały się i przeplatały z jelitami tworząc na podłodze ogromną siatkę. Wszystko oświetlone było jedynie płomieniami kilku świec umieszczonych na stole, który był właściwie jedynym meblem w tym pokoju.
Wszystko wyglądało jak po wpadnięciu do pokoju piły mechanicznej, które rozcharatała to, co napotkała na swej drodze.
Ale rzeczywistość pokazywała obraz Pana X z nożem, na którym zastygała krew i z sercem, z którego wytryskiwały resztki krwi. Jeszcze pulsowało, coraz słabiej i słabiej. Po chwili jednak, skończyło swój żywot.
I dopiero wtedy zobaczył czego dokonał. I do czego doprowadziła go zazdrość o kogoś, kogo tak naprawdę nigdy nie miał.