Leci... Chyba. Tak, myślę, że jakoś to leci.
Jestem zbyt wielkim idealistą, dziś doszedłem do takiego wniosku. Dla mnie są święte wartości, których naruszenie powoduje moje oburzenie i zły humor. Tak było dziś rano, od poranka mam kiepski humor. A po południu sam dołożyłem do niego dwie cegły. Słabiutko.
"To co Cię zżarło to jest zazdrości rak..."
No, zdecydowanie za bardzo poddaję się emocjom. Zdecydowanie za mocno...
"Może zadzwoniłbym do Ciebie z budki i mówiąc,
że zależy mi na Tobie i jestem smutny"
Przechuj tydzień. Na rozegraniu idzie kiepsko, siły ni ma, kondycji tak samo. Ale dzień na plus, nie wziąłem dziś gumy.
"Pocałowałbym Cię w usta by poczuć smak życia"
Kurde, za bardzo mi zależy na tym całym gównie, żeby zrezygnować i przerzucić się na coś innego. Za bardzo się teraz zaangażowałem. Nie i chuj, nie odpuszczę.
"Ejjj, na pohybel wszystkim
bo jutro z tego nie będzie już nic
jutro z tego nie będzie już nic.
(Stoję sam na sam z życiem i muszę coś zniszczyć!)"
Pikawa boli, ale ciągnę to dalej. Muszę udowodnić sobie, że jestem wystarczająco silny by wypierdolić to cholerstwo ze swojego ciała, nawyków, charakteru i życia na zbity pysk. Tak jedno, jak i drugie.
"Na grobach pokonanych zatańczymy Fandango!"
W piątek do Auri, sobota mecz. Następna sobota impreza Miki. Oł jea!
"Ej Gal, ja widzę jak Twe ciało lśni,
ruszasz biodrami Twój ruch błogosławi mi,
I ja wiem, kto dzisiaj Ci się przyśni..."
Bless ya!