'miałam kiedyś przyjaciela..takiego od serca..fajnie i miło się spędzało z nim czas. Było wesoło, ale nie zawsze. Przychodziły takie dni, kiedy chciało się tylko ryczeć i patrzeć sobie w oczy, czuć, że ma się tą drugą osobe. wtedy wszystko się zaczynało układać.
Wtedy zawsze jadło się słodkie rzeczy..wtedy zawsze było good.Znowu zaczynaliśmy się śmiać..niestety..śmiać się przestałam..płakać zaczęłam kiedy on mnie zostawił. Kiedy powiedział, że musi to zrobić..kiedy ostatni raz mnie pogłaskał po głowie i ze łzami w oczach się uśmiechnął mówiąc będzie dobrze..zawsze będzie good. Skńczyło się to pieprz.one 'zawsze'. zostały wspomnienia i ten ból, który długo nie chciał wyjść z serduszka. i to uczucie motylków..i to wszystko zostało tak tylko ze mną. i te miejsca nasze.. i przez ponad rok nie odzywał się..zapomniałam. Dobrze mi było nie myśląc o nim co robi..gdzie jest i czy czasami wspomina nasz wspólnie spędzony czas. niedawno zadzwonił..ale jakoś nie byłam omotoana tym..gadałam jak ze zwykłym kolegą..i wcale nie bolało..i nie boli. teraz żyje zupełnie sam..'
Myślę, że wszyscy są kolegami..a przyjaciela mam tylko jednego, który jest moją miłością:* moim przeznaczeniem, na które czekałam 17 lat<3.