Od rana czuję, że muszę napisać notkę, a tak naprawdę po dodaniu zdjęcia okazało się, że nie mam do powiedzenia nic, co nie byłoby żałosnym narzekaniem na co popadnie.
Może oprócz tego, że mi się całkiem podobało
>> Hurts - Happiness. Fajnie, gdyby to był jakiś początek nowego trendu w popie. Bo chyba nie jest tajemnicą, że jeśli nawet nie tęsknię za latami 80. w całości (fryzury, heheh, ubrania, hehehehehehhhhh), to przynajmniej chciałabym, żeby było
więcej (Pet Shop Boys - West End Girls)
tak (Ultravox - Vienna)
nieskazitelnie (Soft Cell - Tainted Love)
perfekcyjnej (Visage - Fade to Grey)
mainstreamowej (Prince - When Doves Cry)
muzyki (Roxy Music - Avalon),
jak wtedy. Wonderful Life dobrze radzące sobie na listach przebojów w jakichś tam RMF-ach nastraja dość optymistycznie, społeczeństwo nam słuch odzyskuje.
I już wiem, gdzie pierwszy raz usłyszałam tę piosenkę, przecież Hurts byli na Sounds of 2010 w BBC. Znalazłam też w starych notatkach w telefonie fragment tekstu Better Than Love, miałam znaleźć, co to za piosenka, a sama do mnie przyszła.