Można z nimi oczywiście fajnie spędzać czas bez ciśnień, w relaksowej atmosferze, z browarkiem w ręku. Nalewki, ziółka, specyfiki zapewniające dobry humor i elokwencję, wspomnienia sprzed 300 lat oraz inne "morskie opowieści", gdzieś nieopodal grill, karczek bez kości, kiełbaska, musztardka.
Co jednak czynić, gdyw trakcie powrotu z miłego spotkania otrzymujesz SMS o treści: "Jutro znowu łoimy u Zenka, musisz wpaść"?
To nic, że masz dziewczynę i może chciałbyś ją zabrać do kina, to nic, że chciałbyś może poczytać książkę albo pooglądać MTV owinięty w kocyk w towarzystwie paczki chipsów i tak kontemplować swoją prywatną nirvanę. Musisz wpaść!! Nie ma usprawiedliwienia!! Na pewno wymówką nie może być chęć posiadania "swojego życia". Na co ci to?? Musisz się socjalizować!! Kolektyw ci tego nie wybaczy!!
Pół biedy, jeśli SMS jest sformułowany wprost, gdyż wówczas istnieje jeszcze możliwość odwrotu - jutro pijemy, jasna sprawa - sorry, nie mogę. Sytuacja komplikuje się, gdy SMS zapytuje podstępnie "co robisz o 16tej??" Teoretycznie nie wiadomo o co chodzi - piszę to z pominięciem przenikliwości drugiej strony - może ktoś zachorował, umarł, coś się stało, będzie coś w telewizji itd. Niestety, możliwość tak na prawdę jest tylko jedna, bardzo prozaiczna i zostanie oznajmiona radośnie na szyderczym wyświetlaczu telefonu "To świetnie, bo akurat na 16tą idziemy do pubu, będzie ostra najebka, musisz być". Oczywiście jeśli planowałeś zajechać do domu, zjeść, zmyć z siebie pot, smród, kurz oraz całą gamę zawodowych wyziewów, zdrzemnąć się, porobić na drutach, posklejać modele - już nie musisz się tym martwić!! Oni zaplanowali Ci już twój czas - nawet nie podejrzewałeś, że są tak wspaniali i mogą to uczynić - musisz iść z nimi do pubu!!
Do pubu - łaaał!! Pewnie nigdy w życiu tam nie byłeś. To zapewne będzie ekscytujące przeżycie.
Imperatyw "musisz" obliguje do czynności bezwzględnie, gdyż kolektyw nie toleruje sprzeciwu w żadnej postaci. Nawet informacja o komplikujących się okolicznościach czasowo-przestrzennych sprawia, iż otrzymujemy miano aspołecznego dziada i mamy "przeje*ane". Obywatele towarzysze z reguły nie rozumieją, że można mieć jakąś inną formę życia, ponieważ przeważnie sami nie potrafią jej organizować. Bardzo szybko jednak sprzeciw puszczany jest w niepamięć, jeżeli tylko uderzysz się w piersi i przyznasz im rację. Przyjmą cię z powrotem jak syna marnotrawnego. Jeżeli sytuacja będzie się powtarzać i w ich nomenklaturze zaczniesz zachowywać się "skandalicznie" zostaniesz wykluczony z grona i uznany za "lamusa". Ucichnie telefon, przywitasz z otwartymi ramionami wszystko to, co do tej pory musiałeś odkładać na rzecz "paczki kolesi". Nie ciesz się jednak zbytnio, a raczej ciesz się póki możesz. Wielce możliwe jest, iż przypomną sobie o tobie przy okazji typu wesele, pożyczanie pieniędzy lub z biegiem czasu, gdyż ten posądzany jest o leczenie ran. Ciesz się tak długo i mocno, jak tylko się da, ponieważ stowarzyszeń funkcjonujących przy pomocy "musisz" jest bardzo wiele i istnieje spore zagrożenie trafieniem z deszczu pod rynnę, a wtedy od nowa Polska Ludowa - najpierw fajnie, miło, rozmawiamy, wspólne tematy, piwko, ale zanim się obejrzysz znów nie możesz się ruszyć, bo musisz... Musisz... MUSISZ!!
Mam pełną świadomość, że są ludzie działający wedle zupełnie innych regulujących życie towarzyskie i osobiste. Kilka takich osób znam i zapewniam, że nie są to różowe słonie z krainy Oz. Wyróżnia ich równowaga między wyżej wspomnianymi aspektami życia - w stopniu właściwym dla każdego z nich, z całym szacunkiem dla cudzego czasu, wraz z miejscem na pracę, leżenie, kiwanie palcem w bucie. Nikt nie musi pokazywać na siłę, jaki jest fajny, bo na dźwięk SMSa już stoi na baczność i czeka na rozkazy, nie musi dotrzymywać kroku w piciu, nowej modzie i tzw. bywaniu. Nikt też nie otrzyma etykietki "aspołeczny", bo zamiast lecieć z jęzorem do knajpy byl w pracy, u lekarza, na masażu, u dentysty lub po prostu sobie leżał w domu, bo MA DO TEGO PRAWO.
Podobnie jak większość sharmonizowanych zjawisk i to jest nader rzadkie. Przeważnie grupa, a nawet jedna osoba - ważne, że z odpowienim "nastawieniem" - narzuca sposób bycia, spędzania czasu, wartości etc. Ukręca sobie artefakt w rodzaju smyczy - przeważnie z naszej bliżej nieokreślonej słabości - i ciągnie w sobie znaną stronę aż do zagubienia w rzeczywistych celach i priorytetach. Można to nazwać destrukcją, prawda??
Chwalmy proces tworzenia ludzia i jego siłę sprawczą - czymkolwiek ona jest - za to, że obdarzyła nas rozumem, a niektórych nawet zalążkiem asertywności. Oba skille dają nam +10 do walki z natarczywą życzliwością i bezbrzeżnym uwielbieniem znajomych, krewnych i przyjaciół.
Hymm, zapomniałam nadmienić, że ci drudzy mogą być najbardziej podstępni i żarłoczni.
fot: Emil Zięba
dobre zdjęcie, dobre czasy