photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 24 CZERWCA 2014

Archives...

Archives...

 

Okazuje się, że ktoś jednak czytuje tego fotobloga. Po czym wnioskuję? Spóźniony wpis o paręnaście godzin względem zwyczajowej trzeciej nad ranem we wtorek, a tutaj już osiem wejść. Chciałbym z miejsca serdecznie podziękować tym osobom za regularność odwiedzin i przeprosić za niemożność wyrobienia się i zagwarantowania wam lektury na termin do którego wszyscy przywykliśmy. Mam rzecz jasna usprawiedliwienie, zwane powszechnie sesją egzaminacyjną semestru letniego, roku akademickiego 2013/2014, którego to pierwszy egzamin nadarzył się dzisiaj o godzinie jedenastej, a na który zakuwałem do późnych godzin nocnych. Rzecz jasna po takim przegotowaniu swojej przestrzeni pozostałej po szarych komórkach, nie mógłbym napisać wam nic konkretnego, nie związanego z czystszą produkcją, chemią środowiska, mechaniką płynów, tudzież technologią chłodniczą. Jak oczywiście wiecie, choć ciężko jest określić tematykę tego bloga, napewno określić można, że nic z powyższych nią nie jest, więc żeby was nie zniechęcać, o odrobinę przesunąłem termin wpisu.

Tak czy inaczej jeżeli statystyk wyświetleń się trzymać, zaskoczyła mnie ostatnio liczba wizyt z ostatniego czwartku, która wynosiła nie mniej i nie więcej jak właśnie magiczna i przez wszystkich kochana liczba 69. Skąd to zaskoczenie? Ponieważ zwykle jest to między 2 a 6, a w dniu wstawiania notki nie więcej niż 30. Skąd więc nagle aż tyle tego? Nie mam bladego pojęcia, ale zachęcam do dywagowania i ukazania w komentażach, udowadniając mi, że jednak naprawdę tam jesteście...

A co tak właściwie u mnie się działo ostatnimi czasy? Po ostatniej, najniższej w roku pełni księżyca, odpowiednio uczczonej spontanicznie rozpalonym ogniskiem i upieczonymi kiełbaskami, księżyc powoli zanika. Jest go coraz mniej, a wyć do niego chce się coraz bardziej. Ogrom materiału do przyswojenia i paniczny strach związany z zachodzącymi, niczym czerwone słońce w błękitno-zieloną toń morskich fal, marzeniami o wolnym od nauki wrześniu, sprawia, że człowiek marzy o tym, aby uciec już w czas beztroski, radosny i bez wątpienia pracowity, jakim będą dla mnie wakacje. Zamierzam bowiem dorwać jakąś miłą i przyjemną robotę na ten okres, aby zarobić sobie na parę przyjemności. Jakich? Przede wszystkim nowa gitara. Okazuje się bowiem, że mojemu czerwonemu koreańczykowi zwącemu się Ibanez RG270 niedługo bliżej będzie do dwudziestki, niż dychy, co oczywiście odpowiednio przekłada się na jego coraz bardziej siarczący głosik. Rzecz jasna przywykłem do niego po wielu latach wspólnej zabawy, występów, emocji, oraz przelanej krwi i potu, i o wiele bardziej cieszyłoby mnie rozwiązanie w stylu transplantacji wszystkich jego wnętrzności po kolei, ale obawiam się, że cena tego byłaby większa, niż moje skromne oszczędności. Tak czy inaczej do kupna nowej gitary również jeszcze daleko, więc będę miał czas, by podjąć tą ciężką decyzję.

Co oprócz tego? Trochę się działo. Przez zawsze irytujący mnie okres mniej więcej dwóch tygodni, kiedy wszyscy mają egzaminy po za mną, nadchodzi równie irytujący okres 2 tygodni, kiedy to wszystkim egzaminy się już pokończyły, a ja je dopiero zaczynam. Czeka mnie więc czternastodniowa batalia na trzech frontach, której wynik zadecyduje w kolosalnym stopniu o czasie, jaki będę mógł poświęcić na wspomniane wcześniej przyjemności. Nie będzie to łatwa wojna, i być może przyjdzie dzień, w którym sporo spośród mnie i moich towarzyszy broni polegnie, ale to jeszcze nie jest ten dzień. Być może nadejdzie dzień, kiedy wykończeni nieustającą nauką i kolejnymi porażkami powiemy sobie "MAM DOŚĆ!", ale to nie jest ten dzień. Być może wreszcie profesorowie stłumią w nas resztki marzeń o wyższym wykształceniu i udowodnią, że nasze miejsce jest na zmywaku w dalekim Londynie, ale wiem jedno... TO NIE JEST TEN DZIEŃ! Więc pełni obaw, wyrzutów i gniewu staniemy naprzeciw przeciwnościom losu i przeskoczymy kolejną, rzucaną nam co pół roku kłodę pod nogi, by wyciągnąć ręce i chwycić w garść własne marzenia, w które wierzymy i których realizacji pragniemy. Bowiem właśnie dziś jest dzień chwały. Bo szczęściem jest łatwo zwyciężyć, ale chwałą i odwagą jest przede wszystkim stawić czoła lękom i nie poddać się mimo przeważających sił wroga! OTO NASZ DZIEŃ!

 

...

 

Okej...  Trochę mnie ponosi, gdy poruszam ten temat, ale dziwicie mi się? To się pewnie nadziwicie za dwa tygodnie, kiedy zdam wam relacje z tej wojny :D Więc kończąc szybko, bo za kwadrans mam być na basenie, a potem jeszcze próba z zespołem. Tytuł wpisu sugeruje, skąd akurat takie a nie inne zdjęcie. Wygrzebałem ze swoich archiwów zdjęcie mnie i Baranka, którego serdecznie pozdrawiam. Widząc je nie mogłem się nadziwić, że nie wylądowało tutaj wcześniej. Stare dobre czasy :) Liczę na jakieś świętowanie po ukończonej sesji. Jeszcze tradycyjnie jakiś miły kawałek na koniec i do następnego :)



 https://www.youtube.com/watch?v=KLVq0IAzh1A <= Sting - Fields of Gold

Komentarze

wtfruki mójboże jakie dzieciaczki xD (wyslij mi te zdjęcia co cię prosiłam XDD)
27/06/2014 16:28:34

Informacje o brzeziu0


Inni zdjęcia: DaWsTe : I'M BAAACK! dawste1546 akcentova981 tennesseelineBar pod palmami bluebird11Kominy lubię. ezekh114Motylki fruwają :) halinamRyjkowiec żołędziowy wiesla25.7.25 inoeliaDroga do baru bluebird11Narodowo, wojskowo. ezekh114