photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 27 MAJA 2014

Contencery...

Contencery...

 

Z góry ostrzegam, żeby nie uznawać jeszcze pojawienia się, po równo 2 tygodniach, kolejnego wpisu, za przejaw następującej regularności kolejnych moich notek, bo wiem jak to bywa z zapałem do robienia czegoś kreatywnego. Sam ten wpis powstaje teraz po raz 5 (z dniem wrzucenia tego tutaj, jednak wyszło, że siódmy a nie piąty) i w końcu zdecydowałem się pisać to co zamierzam wrzucać, wcześniej na brudno, wraz z chwilą, kiedy najdzie mnie nieodparta i nieustępliwa chęcikonieczność przelania w formę treści tego neuronowego machinarium odpowiedzialnego za wszystkie poprzednie wypociny, na które zdecydowaliście się (bądź też nie) wcześniej poświęcić swoją uwagę (jak zauważyliście pewnie, zawsze lubiłem sobie wyobrażać tego bloga, jako nierzucającą się w oczy broszurkę przypiętą do internetowej tablicy ogłoszeń, gdzie pod przytłaczającym napływem innego rodzaju i nie gorszej jakości makulatury, trafi ona raczej do dość hermetycznej grupy odbiorców, którzy nie szukają sposobów na życie, światopoglądowych i inteligentnych przemyśleń, ani też życia na bierząco osobistości uważających, że kogokolwiek to interesuje, a takich w internetach wielu, a jedynie takich których ten sposób wyrażania siebie, nie odtrąca i być może zechce rzucić okiem na nieobiecujący zlepek słów). Może tego rodzaju brudnopisarstwo bardziej wyrobi we mnie nawyk kończenia tego co zacznę, bo jest to coś, z czym u mnie słabo, a nad czym postanawiam ciężko pracować, aby kiedyś odbiło się to z korzyścią na moich przyszłych przelanych w formę treściach, zarówno tych puszczonych jak ten blog, to ewentualnego podglądnięcia, jak również tych pozostawionych dla mnie samego (jak piąta i szósta wersja tego wpisu xP)

Ale do rzeczy i sedna tego, co skłoniło do zebrania się w sobie, aby wyczarować tą notkę, to wydarzenie, które w stosunkowo krótkim czasie sporo treści w sobie zawarło, jak pewnego rodzaju zarzenowanie odbiciem przeszłego siebie, a zarazem nostalgia i rezonujące w trzewiach echo tej dawnej bezczelności i beztroski. Jak powracające (a we wcześniejszej notce wspomniane) stare nawyki, ciągnące za sobą kolejne stare nawyki, i zbierające po drodze kolejne, do tego stopnia, że odczuwasz konieczność przesegregowania ich wszystkich, na te, które przywitasz z otwartymi ramionami, te których powrotu będziesz unikać i te, których się będziesz obawiać. Wydarzenie pryzmat, które pomogło w sposób wyraźny i naoczny rozszczepić zatłoczony promień mącący trzeźwość osądu, na wszystkie możliwe do wychwycenia barwy poszczególnych niepokojów trwających od różnych okresów mniej lub bardziej świadomej egzystencji.

Mowa o tegorocznych Dniach Skawiny, które swój przebieg miały dość burzliwy. Począwszy od odwołanego z powodu długotrwałych opadów podejścia pierwszego, do ich ostatniego dnia trwania, w równo tydzień i jeden dzień później. Z powodu oszczędności swojego czasu opiszę tylko czas ich faktycznego trwania, czyli ostatnią sobotę i niedzielę. W dwudziestyczwarty dzień miesiąca maja, roku pańskiego dwatysiąceczternaście, o godzinie 15:00 wybrałem się do parku w skawinie, gdzie owa impreza się miała odbyć, jednak szybko zmuszony byłem owo miejsce opuścić z powodu deszczu. Jednak w dwie i pół godziny później, wraz z zebraną ekipą, ponowiliśmy próbę pojawienia się na wydarzeniu, a czas późniejszy miło spędziliśmy w stale powiększającym się gronie, racząc się wodą ognistą. Udało mi się wprowadzić przy tym w planowany stan uniesienia, umożliwiający odrzucenie wszelkich oporów, a nie przywodzący na myśl pomysłów, których konsekwencji bym się musiał szczególnie wstydzić. To był bardzo udany dzień... Podobnie jak następny, którego charakter miał wyglądać zdecydowanie trzeźwiej, ale z większym nastawieniem na faktyczne atrakcje imprezy, wśród których był pokaz walk rycerskich, czasów minionych itp, itd. Były również występy różnego rodzaju zespołów, wśród których wyjątkowe wrażenie zrobił na mnie zespół IRA, znany mi od lat, a po raz pierwszy usłyszany na żywo. Był to również dla mnie pierwszy koncert wogóle na żywo, od wielu, wielu lat, co nadało temu jeszcze bardziej nostalgiczny wydźwięk. Później impreza przeniosła się w miejsce dzień wcześniejszej imprezy, ale ja sam tym razem bardziej zainteresowany byłem reintegracją z ludźmi, których mniej lub bardziej dawno nie widziałem. Impreza ta zaowocowała wieloma ciekawymi spostrzeżeniami, dyskusjami i opiniami, przypomnieniem sobie swoich rzekomych "talentów z czasów młodości", jak również stutrzydziestomatrzema "selfies", których w sumie chyba nie chce mi się przeglądać. Na sam koniec moja wrażliwość na chłód zmusiła mnie do oglądania pokazu sztucznych ogni jedynie po drodze do domu, jednak nie umniejszyło to majestatyczności tego widoku, w nawet najmniejszym stopniu.

To wszystko w takim sporym, aczkolwiek sądzę, że wystarczającym, skrócie. Bo cóż tu więcej do wyjaśniania. To wszystko było czymś, czego potrzebowałem od dawna, a sposób, w jaki się to odbyło, nie może być oceniony w inny, niż pozytywny sposób. Szczerze liczę na to, że czas przyniesie jeszcze więcej podobnych okazji do spędzenia czasu za pomocą tak świetnej metodzie, z tak świetnym skutkiem, oraz w tak świetnym gronie.

Więc jak zawsze na zakończenie piosenka która krąży ostatnimi czasy po głowie i do kolejnego przeczytania, w kolejnym, nieokreślonym czasie.

 

https://www.youtube.com/watch?v=0SdqOC8NA7s <= Gigi D'Agostino - Another Way

Komentarze

wtfruki Ja tak bardzo liczyłam na jakieś twoje zdjęcie ;_; przeca tyle masz fajnych zdjęć (wiesz, o które mi chodzi XD)! Aż wracaja miłe wspomnienia, wyczekiwania z niecierpliwością notek Brzezia (posranych mniej lub bardziej) ^_^
29/05/2014 13:59:35

Informacje o brzeziu0


Inni zdjęcia: DaWsTe : I'M BAAACK! dawste1546 akcentova981 tennesseelineBar pod palmami bluebird11Kominy lubię. ezekh114Motylki fruwają :) halinamRyjkowiec żołędziowy wiesla25.7.25 inoeliaDroga do baru bluebird11Narodowo, wojskowo. ezekh114