Jak już będe duża i będe mieć 160 cm wzrostu, to będę reklamować opony Michellina.
Odpowiednie spodnie już mam.
Wydawało mi się, że to obóz śmignął mi przed oczami, ale to był błąd. bo ten drugi tydzień, dłuższy niby niż obóz mija jeszcze szybciej. Nawet nie zauważam jak dzień się zaczyna i kończy. To chyba niedobrze.
Dochodzę do wniosku, że reżyser "Dziewięć" stworzył swoją własną autobiografię. Nie miał pomysłu na ten film tak samo jak główny bohater. Nawet sceny powtórzone krok po kroku z "Chicago" mu nie pomogły.
"Avatar"... Po tym szumie jaki wokół niego zrobili spodziewałam się czegoś lepszego.
Nawet kreskówki stają się coraz głupsze.
Zaczęłam w związku z tym oglądać stare filmy i zastanawiać się czym spowodowany jest poziom współczesnego kina. Tym, że reżyserom wydaje się, że kilka znanych nazwisk na plakacie załatwi sprawę? Tym, że każdy temat został już wyczerpany i przemaglowany na miliard sposobów? Tym, że jedynym sposobem na bycie ciut oryginalnym jest zrobienie filmu w 3D? A może tym, że po prostu ludzie (patrz - ja) są coraz bardziej krytyczni?
Nie wydaje mi się. Skoro potrafimy oglądać filmy sprzed 10-15 lat i zachwycić się nimi, pomimo tego, że widzimy je po raz pierwszy - o czymś to świadczy. Bynajmniej nie o z góry krytycznym podejściu.
Często czytam w recenzjach: "autor scenariusza stanowczo powinien zmienić profesję", lub "choć fabuła zawiodła, Penelope Cruz lśniła na ekranie". Jakie z tego wnioski?
1. Osobiście proponuję każdemu krytykowi filmowemu, aby stworzył scenariusz. Na temat, ktory jeszcze nigdy nie został poruszony. Taki, aby nawet w najmniejszym stopniu nie był plagiatem innego. I żeby zainteresował ludzi.
2. Może w ogóle olejmy jakikolwiek scenariusz - stwórzmy film, gdzie przez godziny jedna z miliarda "gwiazd" (choć tak po prawdzie nie znam połowy nazwisk aktoreczek, które zgrały w jednym podrzędnym serialu) będzie stać, uśmiechać się, tudzież grać w golfa. Jeśli film ten zyska uznanie widzów - wycofam się z tezy, że wielkie nazwisko nie gwarantuje filmowi sukcesu.
W gruncie rzeczy współczuję filmowcom. Po 100 latach od wynalezienia kina, nie mają łatwej roboty. Po milionie filmów jaki został nakręcony, ich robota staje się wręcz niewykonalną katorgą. Każde ujęcie, scenografia, kostium - już było. Jak można zachwycić publiczność, pokazując zbitkę 3 innych filmów?
No właśnie - jest ciężko.
Współczesne kino nie powala na kolana, zgadzam się.
Aczkolwiek uważam, że powinniśmy na moment zejść z filmowców i popluć się dla odmiany na temat krytyków, którzy krytykują scenariusz, choć nie stworzyliby nic lepszego, kamerzystów, choć nawet nie wiedzą gdzie włącza się kamerę i reżyserów, choć nie umieją pracować w zespole więcej niż jednoosobowym.
Tak się właśnie kończy czytanie gazet filmowych.