Pingwinowe.
"Czy ty się do jasnej cholery możesz choć raz uśmiechnąć?!"
Intryguje mnie fakt, że w dniu wczorajszym liczba wejść na tego oto photobloga osiągnęła wartość do tej pory niespotykaną. 500 i jakaśtam końcówka. Co ciekawsze, dzień wcześniej wyniosła 18.
Czyżby ludzie czekali na ów opisany wcześniej 22 stycznia kiedy to miałam wrócić z obozu?
Wiele na to wskazuje, co wprowadza mnie w stan lekkiego osłupienia.
Zwłaszcza, że muszę całe to szlachetne towarzystwo niestety zawieść. Nie będzie dziś nic inteligentnego. Nie będzie rozmyślań spod prysznica, ani tematów egzystencjonalnych, bo te wyczerpałam na obozie z Andrzejem. Choć przemyślenia dotyczące psychiki rybki akwariowej, stanowczo wymagają upublicznienia. Ale to kiedy indziej.
Nie mam weny. Nawet Mickiewiczowi się to zdarzało. I osobiście wydaje mi się, że właśnie wtedy napisał "Pana Tadeusza". Jak człowiek nie ma ciekawego pomysłu, to zaczyna szukać innego sposobu, żeby stworzyć coś co będzie odbiegało od szablonów. Zaczyna liczyć sylaby na przykład.
Tak więc jeśli ktoś bardzo się nudzi, to może policzyć sylaby w tych zdaniach.
Teoretycznie powinny być dwadzieścia dwie, ale głowy wam za to nie dam.
Szczerze uważam, że ktoś kiedyś odkryje mój talent , napiszę epopeję.