Jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy zobaczyć angielska kulture, NIE JEDŹCIE DO LONDYNU. Zapewne wiekszość zdziwi sie szalenie i stwierdzi: "jak to? To przecież stolica!". Taaaaak... Stolica, stolica. I co z tego skoro, aby znaleźć tam Anglika trzeba nieźle się naszukać i mieć w sobie naprawdę cholernie dużo samozaparcia?
Bo prawda jest taka, ze jeśli jedziesz do Londynu ze znajomością języka angielskiego na poziomie advanced to być może po dwugodzinnej zabawie w kalambury uda ci się dogadać ze sprzedawca w sklepie lub przechodniem, którego zapytasz o drogę. Aby móc funkcjonować w tym mieście powinieneś mieć opanowane na poziomie perfekcyjnym następujące języki: połamany angielski (czyli niepoprawna wymowa i gramatyka z księżyca), arabski, forsi, somalijski, polski, włoski, hindi, chiński. To taki zestaw standardowy, gdyż i tak zachodzi spore prawdopodobieństwo, ze trafisz na Francuza, Hiszpana, Brazylijczyka bądź też osobnika jeszcze innej nacji. Nie miej nadziei na to, że spotkasz Anglika - jesteś w Londynie, nie zapominaj o tym. Osobom, które w najbliższym czasie wybierają się do tego miasta proponuje, aby już teraz rozpoczęły trening literowania i kalamburów. Jest to niesamowicie przydatne, ponieważ prawie nikt z ludzi tzw. napływowych, czyli z innych krajów, nie potrafi mówić wyraźnie po angielsku. Przykro mi naprawdę - na nic się zdały wasze prywatne lekcje wymowy, za które zapewne zapłaciliście majątek.
Należy również lojalnie uprzedzić o tym, że w Londynie zetkniesz z mieszanką kulturową jakich mało. Zapewne już na lotnisku zaczniecie się zastanawiać czy przypadkiem nie wyładowaliście w Japonii, gdyż wyrośnie przed wami... ninja! A przynajmniej takie może być pierwsze wrażenie. W rzeczywistości będzie to jedynie muzułmanka. Proszę nie uznać jej za porywaczkę dzieci ta cała dziewiątka, którą za sobą ciągnie to wszystkie jej, naprawdę. A ta grupa mężczyzn i chłopaków w turbanach i dość dziwnie zawiązanych ma głowie chustkach, to tylko Hindusi, nie bójcie się - to nie żadna sekta.
Co jest w tym intrygujące? To, że ci ludzie mimo, że niektórzy z nich żyją tu już od kilku pokoleń, wciąż egzystują dokładnie tak jakby nie wyjechali ze swojego kraju. Afgańczycy nie korzystają z krzeseł, siedzą na podłodze na takich... można powiedzieć "długich poduszkach". Hindusi tak samo jak i Żydzi chodzą w swoich narodowych strojach i gotują tylko i wyłącznie narodowe potrawy. A Polacy co wieczór chodzą na piwo do baru, choć to już zdecydowanie jest bliższe Anglikom niż wyżej wymienione przykłady. Nie jestem za tym, aby odchodzić od swoich tradycji, ale... może choć odrobina przystosowania skoro już mieszka się w innym kraju?
Równie ciekawym zjawiskiem może być meczet. Nie, żeby w samym tym było coś dziwnego. Bardziej intrygujące jest to, że po drugiej stronie ulicy znajduje sie zbór baptystyczny, dwie przecznice dalej - kościół katolicki, a za następnym zakrętem znajdziesz zapewne świątynię hinduistyczną.