NIBY dobrze
ale jak jest?
Wieczór 20 czerwca. Dopiero dziś zdałam sobie sprawę z tego, że jednak jest mi przykro, jednak jest mi smutno. Jednak przyglądając się bez słów na tych wszystkich ludzi... Żegnąjąc się ze wszytkimi... Prawie wszystkimi. A to prawie jest tym wszystkim? Ale ciiii.
Mam ciche nadzieje, że opuszczenie szarego Zamościa, jest zapowiedzią zmian. Że będę w stanie ogarnąć siebie, to co się dzieje wokół mnie, to co się dzieje we mnie... Szczególnie to co się dzieje we mnie. Czy kiedykolwiek to zrozumiem? Chciałabym, ale...
Chciałabym wszystkich uszczęśliwić, nawet tych których nie mogę od lat. Tych, których chciałabym w imię zadośćuczynienia za bezwzględny i niesprawiedliwy los. Tych z pozoru najbliżej. I tych blisko, ale jednak daleko. Ale co z tego, skoro nie potrafię uszczęśliwiść samej siebie? I co z tego wszystkiego, skoro wszystko co prowadzi do 'czegoś' nie prowadzi do niczego? Każde 'coś' okazuje się być niczym, jedynie checkpointem, przystankiem na dalszej drodze. A gdzie jedzie ten autobus? Autobus z pewnością, bo zawsze się spóźnia.
To ostatnin wieczór w przeciągu tych długich tygodni, kiedy patrzę na Kubę, chowa się pod kołdrą. Kaśka myje naczynia, rzecz niemal niesłychana. Ile nerwów zjadłam przez te prawie 13 lat... Czasem druga mama, czasem niańka, czasem siostra, czasem wredny człowiek. Łza się kręci w oku w takich chwilach, nie chcę ich tutaj zostawiać.
Nie chcę zostawiać tego wszystkiego, nie chcę zostawiać Marzenki, Karny, Dudi... Zamościa.
Chociaż wszystkiego co tu jest nienawidzę, chyba bez wyjątku, to wszystko ze zdwojoną siłą kocham.
A kiedy wrócę, to i tak nie wrócę.
Bo czy to będzie ta sama Engi?
Czy to będzie to samo miejsce?
Wszystko będzie tylko na chwilę, bo zawsze jest.
Ale przynajmniej zbieram wspomnienia, jestem kolekcjonerem, powiedzmy.
Ten miesiąc tak szybko minął, za szybko. Ale nauczył mnie czegoś.
Bezsenność, tygodnie powtarzających się snów, ta sama osoba...
Wszystko powraca. Niedoleczone zostaje w Tobie.
Uciekam stąd.
Ucieknę?