Mojego w sensie.
Nie mam zdjęć które mogłabym tu wstawić.
Nie piszę długo , więc myślę że wielu moich czytelników teskni.
A więc...u mnie jest tak jak zwykle, a nawet bardziej.
Czuję się z deka samotna, ale nie jestem przecież sama.
Od czego ma się przyjaciół...itp..
Dobija mnie siedzenie w cholernym domu kiedy jest pięknie i słonecznie.
Ogólnie rzecz biorąc to usycham.
Czuję się nie halo, mam opóźniony zapłon ,pustkę w głowie.
Zrobiłam się niesłowna i trochę mi z tym źle .
Trzeba podobno być w życiu konsekwentnym.
Tęsknię za pierwszym i drugim semestrem na IBM.
Wtedy było fajnie.
A teraz jedyne co mi w głowie oprócz matur siedzi to pewna sprawa/sytuacja która załamuje mnie z dnia na dzień.
Zazdroszczę Kindze.
Tak, ta ma teoretycznie przyjemne i spokojne życie.
A niedługo nawet będzie ustabilizowane.
Moje życie to katastrofa.
A co jest wtedy najgorsze, jak niektórzy potrfaią Cię z tym zostawić ze względu na problemy całego świata ...
To zajebiście boli.
Mój humor wisi na włosku.
Chcecie czegoś konkretnego?
Proszę,
ale tak to lepiej spierdalać daleko ode mnie.