"- Wszedłem do sklepu, usłyszałem "Minetka!" i wyszedłem!
- To źle! Kto wybrzydza, ten nie rucha!"
Sobota 09.08.2014
Pierwszy dzień weekendu przypomniał nam o każdej kropli alkoholu i o każdym siniaku, jakich doznaliśmy przez te kilka pięknych dni. Był to dzień pokuty i słabego ciała.
Koncertowo zaczęliśmy bardzo późno - o 18.00 grał Sodom na scenie Jagermeistera. Konkretny strzał w mordę, że tak ładnie to ujmę, tyle, że historia zatoczyła koło - za krótko. Dla takiej kapeli jak Sodom powinni wygospodarować więcej czasu. :c
21.35 i doznaliśmy pełnego odlotu i katharsis w jednym na DOWN. Phil był schlany, cały czas zapijał między kawałkami i bluzgał na nas. Nie jaram się jakoś stonerem, ale muszę przyznać, że chłopaki grają na poziomie i można przyjrzeć się gwiazdom na nieboskłonie z bliska, wręcz dotknąć ich jestestwa, słuchając DOWN na żywo. Na koniec koncertu niespodzianka - to Frost rogrzewał się u nich na bębnach. Gdy spoglądałam na Phila i przypominałam sobie fragmenty wywiadów z "Głośno jak Diabli", to wiedziałam, że może jest zaćpanym, tłustym fiutem, ale jest prawdziwy w swym gniewie i pogardzie.
Po nich wystąpił Satyricon. Miałam mieszane odczucia (zważywszy na to, że na ich koncercie w Progresji upiłam się i zemdlałam...), bo z jednej strony skrzywdzili mnie nowym krążkiem, a z drugiej ich wcześniejsze dokonania, wizualizacja Satryicona w mojej głowie to jest coś wielkiego. Na szczęście nie zawiodłam się. Odrosły im włosy, i mam nadzieję, że na nowo odrodził się w nich norweski chłód. Na Mother North było pięknie. Satyr zrobił na mnie wrażenie. Wyszedł na scenę w prostej koszuli bez rękawów i biła od niego godność i klasa. Niespodzianką na ich koncercie było wtargnięcie Phila na "Now, Diabolical", który na chwilę przejął mikrofon.
Grubo po północy swe misterium rozpoczęło My Dying Bride. Ach, klimat, jaki wprowadzili.... Czuć było magię, i pełen erotyzmu artyzm. Muzyka, jaką tworzą, jest po prostu wyjątkowa. Na "She is the Dark" myślałam, że właśnie wygrałąm życie, jednakże brakowało mi "Deeper Down" do pełnego zadowolenia. Oczywiście, GRALI ZA KRÓTKO, a ziomki z Hail of Bullets robili sobie głośno próbę, podczas trwania ich koncertu.
Brutala zakończyliśmy dzikim tańcem przy studni (Dariusz się bardzo obraził) i Nudlami Szatana.
Powrót był szybki i kurewsko zimny, przynajmniej do Poznania. W pociągu do Pojebanic był pierdolony Muspelheim, myślałam, że wykituję. A na dzień dobry, w Pojebanicach, powitał nas żullo z przegniłą nogą, którą obsiadły mu muchy i inne robale i szło się jedynie porzygać tudzież uciec.