"You must die in pain
You must die in pain
You must die in pain
You must die in pain"
Drętwota. Ta to trędowata dziwka prześladuje mnie od dobrych kilku miesięcy. Nie wiem, jaką taktykę stosować. Uchlam się: źle. Zaczytam się: źle. Zgwałcę uszy metalem: źle. Wypalę sobie oczy z padem w dłoni: taaak, też źle.
Aura tego zadupia mnie niszczy. Kurwa, pojebane miasto starych ludzi.
Postanowienie zostało powzięte z całą mocą, jeśli coś nie zmieni sie w przyszłym roku, ochujeję do reszty.
Obcuję z Śmiercią i upajam się wraz z nią swądem gnijących trupów. Nie rozumiem jednej rzeczy - jak kurwa można iść na koncert kapeli, której wokalista gryzie ziemię, a samo wspomnienie jego śmierci wypala dziurę w ciele. "Deathmetalowi maniacy zapełnili je do ostatniego miejsca i stworzyli niezapomnianą atmosferę. Usłyszeć na żywo kawałki genialnego Chucka Schuldinera w wykonaniu tych, którzy je z nim nagrywali, to coś szczególnego. Jesienią 2013 roku w całości zabrzmiał fenomenalny album "Human"." No ja pierdolę, dla mnie to stanowczo za dużo. Irracjonalne. Obraźliwe. Straszne.
Nie nadaję się do tego świata.
Niedawno spotkaliśmy się pod Biedroną przed KATem. Niedawno zniszczyliśmy się na pamiętnym, Immortalowym sylwestrze. W sierpniu jechaliśmy stanowczo nietrzeźwi na wspaniałego Brutala. I piździernik.
Tak marnować czas, to się w głowie nie mieści. Ileż go przez palce przepływa, nieuchwytnrgo i płochliwego niby łania w lesie.
Szaleństwo.