"Nie ma to jak zapach napalmu o poranku!"
Piątek 08.08.2014
Cycki też muszą byc true!
Ten dzień ropoczęliśmy koncertem Fleshgod Apocalypse. Widziałam ich po raz drugi na scenie. Rozpoczęli problemem z głośnikami i zaprotestowali, twierdząc, że są to żadne warunki do występu. Gdy publiczność zareagowała, wyszli na scenę. Jednak nagłośnienie było słabe, co w każdym wypadku jest niekorzystne. Koncert odkrywczy jakoś bardzo nie był, chociaż śpiewaczka zrobiła na mnie wrażenie. Plus jakiś dupek, który prawie złamał mi kark, wchodząc na falę, gdy tłum był całkiem przerzedzony. Na otarcie łez - dotkliwie rozerwał sobie skórę na plecach.
Następnym koncertem, który nas interesował, było szwedzkie Unleashed! Zajebiście było ich zobaczyć, mają zacne podejście do ludzi pod sceną - kto nie chciałby być bratem broni, wychwalanym aż po Valhallę i opijanym? Zagrali dużo utworów, których bym się nie spodziewała. Nie zagrali Before Creation of Time - co było trochę przykre. Po drugie - tak bardzo za krótko! Historia powtórzyła się - jak to miało miejsce z Primordial w zeszłym roku. Ach, i nie mogłabym zapomnieć o gwiazdorze koncertu! :D Koleś, bez ręki, z protezą, która była ledwo przytwierdzona. Z ogromnym plecakiem, napierdolony, pokładający się na ludziach, ODWRÓCONY plecami do sceny. Rozpychał się. Chciał moshować w miejscu, gdzie nikt go nie chciał (mosh był kilka kroków za nami). Oczywiście cały czas obijał się o mnie i Dariusza, cóż... I ja, i Dariusz kilka razy interweniowaliśmy, chcąc go wypchnąć w tył. Inni ludzie próbowali nas uspokoić i udobruchać, ale gdy koleś zaparł się i popchnął mnie z całej siły... Dariusz nie wytrzymał. I kolo dostał w mordę, po słowiańsku. Krótki, treściwy przekaz. Guess what? Ludzie mu dziękowali za ten prosty, altruisyczny gest. Nawet ochroniarze się zainteresowali, ciut za późno. Bić kurwy i złodziei, haha!
Później pozwoliliśmy zniszczyć się na Sic Feet Under. Mój drugi ich gig na Brutalu i po raz kolejny pokazali klasę. Nie ma to jak konkretny wpierdol! Plus na koniec kawałek Cannibali, życie jest piękne!
Godzina 21.45. Przepchnęłam się pod scenę, wiedziona radością i alkoholem. Wokół zebrali się brodacze. Ścisk jak na dnie Helheimu... I zaczęli grać. Moi wojowie! Amon Amarth, kurwa. Ten rok obrodził w Wikingów, bo i AA, i Unleashed i Manegarm... Pod sceną odbył się zminiaturyzowany Ragnarok. To było tak piękne, gdy obracałam się w różne strony i wszędzie napotykałam gęste, zadbane brody! :D Które znały teksty utworów! Poza tym te efekty! I te smoki na scenie, cudo. Plus zaliczona fala (albo na Twilight albo Guardians, hmmm). Pięknie. Chociaż nadal jestem urażona ich nowym krążkiem.
Gdy zapadła noc, black metalowcy wyszli z lasu. Na Enthroned wepchnęłam się pod scenę, jednakże głód był silniejszy. Wiedziałam, że jeśli czegoś nie zjem, zwyczajnie się przewrócę. Więc poszłam. Na Mgle nie miałam siły nawet stać, Bocian odholował mnie do namiotu. Nie wypowiem się na temat występów, moja uwaga była tak rozproszona, ze szok. Poza tym chyba nie jestem przyzwyczajona do tego typu koncertów. Czułam się jakoś dziwnie dziko.
Dzień zakończył się nieudaną próbą gwałtu na mnie i Bocianie./Kwestia taka - holujemy się wzajemnie na dróżce przez las, nagle oślepia nas potężne światło latarki i po chwili słyszymy dziki, męski ryk z dziesięciu gardeł. Gdy postąpili w naszą stronę, wymknęłyśmy się błyskawicznie i ruszyłyśmy, gnane strachem. Być może przesadzam, ale wtedy nie byłam niczego pewna. Przygody, ach, przygody.
Komentowanie zdjęcia zostało wyłączone
przez użytkownika belialssemen.