Life must go on,
for you cannot spend your life regreatting.
Nie wiem czy to spóźnione podświadome postanowienia noworoczne czy po raz kolejny popadam w skrajność. Nigdy nie potrafiłam balansować pomiędzy i wszyscy już chyba do tego przywykli. To po części żałosne, tak bardzo chcieć i bać się jeszcze bardziej. Jednocześnie starać się i wciąż zaprzeczać. Ale to chyba najlepsze trzy tygodnie w ciągu ostatnich sześciu miesięcy i o niebo łatwiej mi zasypiać, więc czy nie powinnam utrzymywać się na tej granicy?
Chociaż... to jednak pms, właśnie stwierdziłam, że wcale nie jestem taka szczęśliwa, jak sobie wyobrażam. Właściwie to goni mnie czas i za chwilę skończę swoje pseudostudenckie życie. Dlaczego do cholery nie mogę skupić się na tym, co wtedy?