nic nie wiem a "niewiedzenie" to najgorszy mój stan. nienawidzę siebie nic nie wiedzącej i nie wiem czy Ty kiedykolwiek miałaś takie "nie wiem". staram się właśnie zrozumieć, co się ze mną stało przez ostatni rok liceum, staram się pojąć i pojąć nie mogę jak bardzo zgaszona, zdenerwowana, poirytowana, wkurwiona i nieszczęśliwa jestem.
staram się i nie wiem.
oh, ja już nawet sama nie wiem czy to ta prawdziwa ja a nie ta janicniewiem. gniotę w sobie wszystko i kumuluję od ponad 5 miesięcy, nie odpoczywam od ponad pięciu miesięcy, zmierzam gdzieś, gdzie nie wiem gdzie zmierzam od pięciu miesięcy.
nic nie jest na swoim miejscu bo nic nie wiem.
na co dzień jestem pomocna, pałam zrozumieniem, uśmiechnięta i radosna, pełna mocy, którą nie wiem skąd czerpię. teraz właśnie uświadamiam sobie jak dobrą aktorką jestem. nikt tak na prawdę nic o mnie nie wie.
a co najlepsze wszyscy się na to nabierają, że już ze mną dobrze, że nie mam problemów i jest ok.
przychodzę do domu i wieczorem zaczynam być pusta i jednocześnie delikatna.
siadam i znowu przypomina mi się, że nic nie wiem. wnerwia mnie to cholernie i dobija i mam ochotę płakać, krzyczeć, uciec, wybiec, wszystko byleby nie wiem co. ale tego nie robię, nie uciekam ale też niczego nie rozwiązuję tylko zaszywam to gdzieś tam i potem nagle jedno bach, wielkie takie nie wiem skąd bach i rozlewam się na miliony małych milutkich kawałeczków.
i nie wiem już gdzie tkwi ten cały problem bo nie wiem czego chcę, gdzie chcę z kim chcę i jak. i nie wiem już czy to życie serio polega na kreowaniu siebie czy może jednak, pospolitym, odszukiwaniu siebie.
nie wiem gdzie dąże, chcę tylko uciec ale nie mogę.
znów się nie zastanawiam tylko włączam muzykę, zabieram się za liczenie matematyki i nic nie robienie ponieważ nic cholera nie wiem.
a nie wiem to przecież najgorszy mój stan świata i to jest coś, co wiem.
nie musisz czytać, ale jeżeli dobrnęłaś do końca tych smętów to ogromne pokłony z mojej strony.
http://www.youtube.com/watch?v=wFrth4NFogc