Mecz w Lesznie potoczył się po myśli chłopaków z Wrocławia. Po niezwykle interesującym spotkaniu pokonali oni Unię 47:43. Szczególnie dymna byłam z Troy'a, który zdobył 12 punktów. Chyba lepszego powrotu na były tor nie można sobie wyobrazić. Batchelor jeszcze długo po zawodach chodził z uśmiechem na twarzy. Z wielką ochotą wyszedł do kibiców. Bardzo długo rozdawał autografy i pozował do zdjęć. Ja w tym czasie spacerowałam po parkingu. Długo nie byłam sama, bo dołączył do mnie Przemek.
-Chyba będę musiał dać ci zakaz stadionowy.
-Dlaczego?-zapytałam zaskoczona
-Bo przyniosłaś nam pecha. Nie ładnie, nie ładnie.
-Aaa no tak jakoś wyszło. Wiadomo, że kibicuje tylko Sparcie.
-A nie lepiej przerzucić się na Unię? Mają tutaj takiego miłego, utalentowanego i przede wszystkim przystojnego kapitana. -odpowiedział Przemek poruszając zabawnie brwiami
-A który to? Nie przypominam sobie żeby w twojej drużynie był taki ideał.-zaśmiałam się
-Zabawne. Ja nie wiem jak można być tak nieuprzejmym.
-Ja tylko mówię prawdę. Przemuś nie ma idealnych ludzi.
-Nawet Batch?
-Nawet on. Powiem ci w sekrecie, ze to straszny bałaganiarz.
-Kto jest bałaganiaszem?-usłyszałam łamaną polszczyzną
-Twoja dziewczyna tak o tobie mówi. Ja bym jej nie podarował.
-Masz racje Pawlicki. Dominiko pożałujesz.
-Dobra, dobra wiem, że mi nic nie zrobisz.-wystawiłam chłopakowi język
-Taaak? No to zobaczymy.
Troy niebezpiecznie zbliżył się do mnie, po czym przerzucił sobie przez ramię. Wolnym krokiem skierował się do swojego boksu. Cały czas za nami szedł Przemek, który szczerzył się jak głupi do sera, mówiąc co, że powinnam się bać. Po chwili okazało się, że żużlowiec miał rację. Batchelor posadził mnie na swoim krzesełku, następnie schylił się po coś do skrzynki z narzędziami. Kilka sekund później moja twarz była umazana jakimś smarem. Pawlicki przybił piątkę z moim chłopakiem i zaczął się śmiać. Złoszcząc się zaczęłam krzyczeć na żużlowców. Wyminęłam tą dwójkę i skierowałam się do łazienki. Po drodze zgarnęłam z torby Batcha jego ręcznik i coś do mycia. Z trudem pozbyłam się tego czegoś. Wracając do parkingu spojrzałam na zegarek. Za pół godziny mam pociąg do Wrocławia i jak się nie pośpieszę to nie zdążę na niego. Zabrałam swoje rzeczy i zadzwoniłam po taksówkę.
-Hej, a ty dokąd?- krzykną Troy kiedy byłam przy bramie
-Lecę na pociąg.
-Domi nie bądź zła na moje wygłupy. Zostań.
-Nie mogę. Chcę być jeszcze dzisiaj we Wrocławiu. Powodzenia w kolejnych meczach. Widzimy się za tydzień.
-Ale powiedz, że nie jesteś zła.
-Nie wiem, nie wiem. Pomęcz się kochany przez ten tydzień. Moja taksówka podjechała, więc do zobaczenia.
-Cześć.
*kilka dni później
W końcu uporałyśmy się z mamą z tymi przetworami na zimę. Spiżarnia pęka w szwach. Dość niespodziewanie odezwał się do mnie dzisiaj Krzysiek. Napisał mi, że jest dzisiaj we Wrocławiu i czy będziemy mogli się spotkać. Z miłą chęcią się zgodziłam, bo i tak nie miałam planów na czwartkowe popołudnie. Mamy się spotkać o 17 na rynku. Pół godziny przed czasem wyszłam z domu. Na dworze świeciło piękne Słońce, które zachęcało do spacerów. Na miejscu pojawiłam się punktualnie. Zaczęłam wzrokiem szukać Krzyśka. Niestety nie mogłam go namierzyć. Po chwili jednak ktoś lekko trącił mnie w ramię.
-A kuku.
-Krzysiek chcesz żebym dostała zawału?
-Oj no nie mogłem nie skorzystać z takiej okazji. Tak w ogóle to pięknie wyglądasz.
-Dziękuję, ty też niczego sobie.
-Oj nie przesadzaj. To co zapraszam na kawę.
-To może chodźmy do tej kawiarni. Mają tak znakomitą szarlotkę z lodami, chyba najlepszą w mieście.
-W takim razie prowadź.
Kilka minut później siedzieliśmy w kawiarnianym ogródku zajadając się ciastem i pijąc kawę. Krzysiek opowiadał mi trochę o ostatnich zawodach i przygodach związanych z powrotem do Polski. Przy tym wszystkim strasznie zabawnie gestykulował rękoma, co wywoływało u mnie wybuchy śmiechu.
-Mogę wiedzieć z czego tak się śmiejesz?-zapytał zaskoczony
-A z ciebie. Tak przeżywasz wszystko co mówisz, a do tego machasz rękoma.
-Takie natręctwo, nie umiem nad nim zapanować. A ty za to jesteś umazana tymi lodami w kąciku.
-Ale ze mnie gapa. Przepraszam.
-Daj pomogę ci.-odparł Kris i serwetką delikatnie wytarł brudne miejsce, po czym przejechał dłonią po moim policzku.
-Dziękuję.-odparłam speszona.
-Przepraszam, nie mogłem się powstrzymać. Nie gniewaj się.
-Spoko. Może przejdziemy się?
-Z tobą zawsze.
Zapłaciliśmy za rachunek i wolnym krokiem ruszyliśmy przed siebie. Chodziliśmy tak bez planu, rozmawiając o wszystkim. Nawet nie wiem kiedy zaczęło się ściemniać. Bez większego namysłu zaproponowałam Kasprzakowi nocleg u siebie w domu. Ten z wielkim uśmiechem się zgodził. Moi rodzice zdziwili się widząc takiego gościa. Tato oczywiście zaczął z nim rozmawiać na żużlowe tematy. Reszta wieczoru minęła w znakomitym nastroju.