Perpignan, Pireneje, Hiszpania za horyzontem. Widoki z miasteczka.
No to Perpi znów. Ogarnięcie się po podróży zajęło mi dwa dni, ale oto żyję i mam się dobrze. Poza tym dni ostatnie potwierdzają, że nie ma sensu przejmować się zbytnio, kiedy cały świat rano wali ci się na głowę, bo rzeczy, mimo tendencji do zawalania się, lubią wracać wieczorem na swoje miejsce. Nie mam dziś do dodania zbyt wiele prócz tego, że próbuję sobie właśnie wbić do głowy francuską definicję palatalizacji, co mnie wyczerpuje fizycznie i psychicznie (dziś wielkie otwarcie sesji), nie lubię spędzać nocy na lotniskach (szczególnie hiszpańskich, gdzie obecności ławek, czy też wifi stwierdzić nie można, można za to z całą pewnością stwierdzić i docenić obecność znudzonych życiem ochroniarzy, którzy skutecznie uniemożliwiają spanie uroczymi pogawędkami), a przede wszystkim nie lubię się żegnać. Pierwszemu semestrowi już podziękujemy. Poza tym wiosna.
PS. Z niejakim rozbawieniem czytam nowinki o Nowym Erasmusie, który umożliwia powtórne wyjazdy za granicę w toku studiów. Zamiast skupić sie na nauce, robię właśnie wyliczankę: cywilizacja upadnie ostatecznie przez choroby przenoszone drogą płciową, czy jednak nieróbstwo? High five, Unio! :D
http://www.youtube.com/watch?v=CAMWdvo71ls !
http://www.youtube.com/watch?v=7E0fVfectDo !!