Trzy dni na ciukowych głowach. Nadużyłam gościnności w każdym możliwym tych słów znaczeniu, ale było warto.
A na razie hiszpański, hiszpański i po sesji.
Ostatnio burżujsko kupiłam odżywkę do włosów za całe 4 dychy- co mnie stać, to moje. Przekonałam się też, że to jednak nie Pycho, a Gdów jest największym zadupiem ever i nie ma w gdowskim słowniku pod literką "o" wyrazu takiego jak "odśnieżanie". Nic to. Poza tym dostałam wreszcie stypendium w Rumunii, zatem emigrować czas. Tylko nie wiadomo jeszcze kiedy i gdzie dokładnie. Nieistotne. W ten sposób podsumowuje ostatni miesiąc i ostatni semestr właściwie też. Było zabawnie, a teraz czas na ferie.
Feriowym mottem, które se zapiszę na czole, ogłaszamy: quand le vin est tiré, il faut le boire.
Dziś. Pędzichów. I'm back in a game.
Trochę się zastałam ostatnio.