To taki jesienno - niedzielny dzień. Udało mi się spać trochę dłużej niż zwykle, a potem jeszcze poleżeć trochę w łóżku. Do południa była obłędna mgła, więc poszliśmy z Kacprem do lasu. Chcieliśmy zrobić mnóstwo fajnych zdjęć, niestety totalnie wszędzie było mnóstwo ludzi, a mnie to czasem trochę krępuje. Później poszliśmy na obiad i jeszcze jeden spacer. Niedawno wróciliśmy, K. napisała do mnie, czy chcę dynię. Oczywiście, że chcę, wyciosamy z niej lampion i zupę. Z dyni, nie z K. Teraz dla odmiany świeci słońce, jest ślicznie i mam dużo energii, więc biorę matę, biorę sztangę i robię trening.