Brązowy. Mam tak wiele do zrobienia, a tak mało czasu. I widzę, że nie prześcignę sama siebie, mimo to uporczywie porywam się na rzeczy tak odlegle, jak z motyką na księżyc. I wściekam się, że nie wychodzi, bo do tej pory było łatwiej. Teraz widzę, że było za łatwo.
Czerwony. Trochę żal, trochę brak, przecież wszystko do przewidzenia jest. Wszystko prócz wieczornych napadów lęku.
Lęku, że siedzę tu sama, że na policzku nie czuć pożegnalnego buziaka, że w uszach nie kołacze lekko zgłuszone przez warkot domowych sprzętów 'do zobaczenia', że nie potrafię sobie przypomnieć... a wczoraj widziałam cię w sklepowej witrynie.
I tylko to przeszkadza. To taka skórka od banana. Niby nie wierzę, że los jest, aż tak ironiczny, ale wybieram drogę na około.
Żółty. Uczę się swoich zachowań od nowa; obserwuję, notuję, wnioskuję, jak badania na kiełkującej fasolce. Trochę uplastyczniam Superego i trochę reguluję Id. Coś na kształt szczeniaka, którego poddaje codziennie tresurze i karmię dniem dzisiejszym. To dopiero prototyp, trzeba poświęcić dużo czasu i cierpliwości na usuwanie usterek, a tego czasu właściwie nie ma.
Szary. Zakochana w jesieni. Przywitałam butelką wina. Z mroźną depresją walczę wspólnie z M. Pamiętniki zrywam z drzew.
Ps. Trochę komplikacji, ale odnalazłam swoją równowagę i przeziębiłam się alkoholem.
Się szczerze uśmiecham znów.
Użytkownik asles
wyłączył komentowanie na swoim fotoblogu.